Drewno w dawnej kopalni

Drewno w dawnej kopalni

Po kopalni Rammelsberg zlokalizowanej w Dolnej Saksonii nie zostało na powierzchni zbyt wiele: najbardziej widowiskowa budowla nazywana jest wieżą Maltermeisterturm i liczy sobie ponad 500 lat. Przez stulecia obiekt ten zamieszkiwał ważny kopalniany urzędnik, którego zadaniem było zabezpieczenie odpowiedniej ilości drewna na potrzeby przedsiębiorstwa. Ścięte drzewa mierzono za pomocą jednostki zwanej malter – stąd nazwa wieży. Podobnie jak w okolicach Tarnowskich Gór w Rammelsbergu wydobywano rudy srebra, cynku i ołowiu, dodatkowo także miedzi; eksploatację w nieprzerwany sposób prowadzono tam przez ponad 1000 lat, zaś honorowe ulokowanie siedziby zarządcy drewna świadczy o tym, że leśny surowiec był przez cały ten czas materiałem pierwszoplanowym.



„Ordunek Gorny” – pierwsza polska ustawa górnicza z 1528 roku także wprowadzała ciekawą regulacje: osobą uprawnioną do wydawania zezwoleń na wyrąb lasu stawali się starosta górniczy ze Świerklańca oraz upoważniony przez niego formistrz (artykuł 71). Nielegalne pozyskiwanie drewna zagrożone było karą 10 grzywien. Dodatkowo akt w artykule 65 ustalał ceny surowca: „Ci co Gwarkom w Leśie Drwa rąbią wkupionych Leśniech 6 Piędźi wdłusz Łatr po 3 grs. a do rosztow 4 Piędzi długie 2 grs. a gdy Robotnikom Lasu kupny, tedy długie Drzewo po 4 grs. a krotkie po 2 grs. a ma od ziemie na wsze strony Łatr być na szerzy na zwysz a to Przyśięgli mierzyć maią pod Pokutą 1 Grzywny, aby tak czynili i robieli”.

A drewno potrzebne było gwarkom niemal do wszystkiego: robili z niego drabiny, liczne narzędzia i ich części (wiadra, niecki, trzonki), później elementy maszyn – w tym wypełnienia kół napędowych, kieraty, dźwignie; stosowali podkłady, stemple, elementy tam. Georgius Agricola w swoim dziele z 1556 roku „De Re Metalica Libri XII” – „Rzecz o górnictwie i hutnictwie” przedstawia cały szereg rycin na których wyraźnie widać uniwersalne zastosowanie drewna. Trzecią księgę dzieła otwiera metaforyczny obraz: otwór szybu kopalnianego otoczony nie wykarczowanymi jeszcze pniami; w piątej odnajdujemy przekrój zakładu wydobywczego. Drewniane kołowroty nakryto na rycinie daszkiem, pod ziemią wyraźnie widać elementy trzyczęściowej obudowy stropu, a jeden z górników pcha przed sobą drewniane taczki na czterech kołach. I znów całe otoczenie kilku szybów usłane jest pniami, choć obsługa kołowrotu znajduje cień przy małej grupce drzew. Agricola opisuje także urządzenie służące do wentylowania podziemnych chodników składające się z belek i desek w sprytny sposób dwutorowo kierujące strumień powietrza w głąb ziemi.

Kiedy w 1791 roku na zamówienie władz pruskiej powstawał raport Efraima Abta – rękopis znany dziś pod nazwą „Memoriał w sprawie kopalnictwa rud ołowiu i srebra na Górnym Śląsku” – jego autor gospodarce drzewnej związanej z działalnością wydobywczą poświęca specjalny rozdział. Podkreśla obfitość w surowiec tarnogórskich lasów, wymienia miejsca, z których w późniejszych wiekach tarnogórskie górnictwo sprowadzało drewno: Nakło, Szombierki, Kamieniec, Maciejkowice, Bobrek, Opatowice, Rybna i Lasowice. Inne źródła dodają kolejne miejsca – bez wątpienia więc górnictwo tarnogórskie korzystało z bardzo, bardzo wielu różnych skupisk leśnych. Abt opisuje zawiłości transakcji związane z kwestiami własności oraz kolejne rozporządzenia władz – także miejskich – w tej sprawie. Znów spotykamy problem zachowania odpowiedniego stanu leśnych upraw: szczególnie dobrze rada miasta Tarnowskie Gór oraz urząd górniczy chroniły okolice Lasowic i miejsca, które nazywane jest w memoriale „Zyline” (może chodzić o Żyglin i Żyglinek): zgodnie z miejską uchwałą z 21 stycznia 1701 roku wprowadzono całkowity zakaz pozyskiwania stamtąd drewna bez zezwolenia. Już wcześniej, w 1568 roku gwarkowie uzyskali prawo pierwokupu na targach drewna ciesielskiego i kopalnianego.



Józef Piernikarczyk w dziele „Podziemia tarnogórskie” pisze o interwencyjnym często pozyskiwaniu drewna: „Zawalenie w r. 1624 było bardzo poważne, dlatego postanowiono natychmiast udzielić drzewa z lasów miejskich, a obywatele którzy posiadali konie, mieli je zwozić. Wszyscy spieszyli z pomocą i w ten sposób zapobieżono większemu nieszczęściu”. W walce z odwiecznymi wrogami górnika: zawałami i wodą naturalny surowiec spełniał dobrze swoje zadanie. Ustawiane w wyrobiskach stemple (wpierw dębowe – te do dziś można znaleźć podczas penetracji podziemi – później także świerkowe) nie tylko utrzymywały strop, w czasie ruchu górotworu dźwięk wydawany przez zgniatane drewno nie raz w porę ostrzegał gwarków. Przy pomocy pali szpuntowych przebijali się górnicy przez kurzawkę, wodę często hamowano tamami uszczelnianymi dodatkowo słomą.

Niejedno drewniane narzędzie wydobyto w czasie penetracji tarnogórskich podziemi, oglądać je można na nadszybiu Kopalni Zabytkowej. Przyznać trzeba, że wiele z drewnianych narzędzi zachowało swoje użytkowe cechy do dziś. Stemple z dębu potrafiły pełnić swoje zadanie przez niemal 150 lat, na co znaleziono pod ziemią liczne dowody. Gorzej obszedł się czas z drewnem miękkim, choć na przykład w Wieliczce – poprzez impregnujące działanie soli – i ten rodzaj surowca wytrzymywał bardzo długo. W czasie prac konserwatorskich zastępuje się go dziś tworzywami polimerowymi. Inna ciekawostka – sześciometrowej średnicy koło pędne maszyny parowej z 1915 roku z drewnianym wypełnieniem tarczy ciernej znajduje się w zabrzańskim skansenie „Królowa Luiza”.

Największym konsumentem tego surowca zostało jednak w naszym regionie górnictwo węglowe: z holzplacami, całymi transportami pociągów ciągnących do kopalń i doktoratami na temat racjonalnej gospodarki surowcem drzewnym w zakładach wydobywczych. I z górnikami wracającymi po szychcie z kulokiem – okrągłym drewnianym klockiem, który – jeszcze wcale nie tak dawno temu – zabierali sobie do domu. Kuloki zamieniano potem siekierą na małe szczapki, którymi rozpalano ogień pod górnośląską kuchnią węglową. Jeśli ktoś mieszkał w familoku wyposażonym w kachlok (piec kaflowy) – mógł palić w nim drewnem przyniesionym z kopalni. W rejonie Tarnowskich Gór pozostało wiele drzewnych pamiątek przemysłowych, nie tylko tych z zabytkowej kopalni: mamy sporo nazw miejscowości związanych tematycznie z lasem: jest Świerklaniec, Lasowice, Chechło, Orzech. Na szczęście zostało sporo lasów, a w narzędzia w miejskim herbie także przecież dysponują drewnianymi trzonkami. Leśne elementy w herbach to zresztą zjawisko na naszym terenie bardzo powszechne.



Drewno nazywane bywa surowcem doskonałym. Liczbę wyrobów do których jest potrzebne oblicza się na dziesiątki tysięcy, wszyscy znamy jego zalety – jest lekkie, wytrzymałe, estetyczne, daje się łatwo kształtować. Nawet jeśli są obszary, na których da się je zastąpić, człowiek czyni to niechętnie, tak jak woli stąpać po dębowym parkiecie zamiast po linoleum. Ale warto też uzmysłowić sobie, że w dawnych wiekach, gdy rodziła się górnicza tradycja nie tylko srebro kruszcowe, ruda czy węgiel kamienny były warunkami koniecznymi do odniesienia sukcesu. Równie ważne były położone w najbliższej okolicy lasy, które stanowiły najważniejszą infrastrukturę materiałową dawnego przemysłu. Dziś co roku ludzka cywilizacja zużywa 1,7 miliarda ton drewna na opał, miliard ton potrzeba do produkcji różnorakich wyrobów. Aż 300 milionów ton zużywa się w celu uzyskania odpowiedniej ilości papieru. Drewno nadal – tak jak w czasach gwarków – jest po prostu niezbędne.

Zbigniew Markowski