Po raz kolejny muszę napisać o śmierdzących śmieciach,
nie mniej nie wszystkim one śmierdzą jednakowo. Po przeczytaniu
artykułu w Gwarku muszę zająć stanowisko. Ci, którzy są
odpowiedzialni za gospodarkę odpadami niech się nie czują, że
są bezkarni. Niech wreszcie do nich dotrze to, że nie jestem
sama w tym bałaganie, który sami tworzą. Eksperci od dłuższego
czasu pracują nad rozwiązaniem tego problemu i jak wiem, jest
konkretny plan, który myślę, że niedługo uda się wprowadzić
w życie.
Również dziennikarze śledczy zajmują się tematem odpadów w
naszym województwie i w Tarnowskich Górach też. http://wgospodarce.pl/opinie/20189-smieci-smierdzace-polityka-i-po.
Chwała ludziom, którzy nie są obojętni na bezkarność, co
niektórych biznesmenów "odpadowych" i decydentów
samorządowych.
Wiadomym jest również to, że gdzie żyje człowiek tam są
produkowane odpady i obecnie zgodnie z obowiązującą ustawą to
Prezydent, Burmistrz, Wójt jest zobowiązany do niszczenia odpadów
u źródeł. Za panujący bałagan oni odpowiadają i to trzeba
powtarzać wszystkim i wszędzie Emotikon smile.
Zdrowie i życie są najcenniejszym darem, a dziedzina "śmieciowa"
w dużym stopniu ingeruje w nasze zdrowie, więc trzeba mieć nad
tymi sprawami kontrolę i pilnować. Są nowoczesne technologie,
które przetwarzają odpady, gdzie mogą one być ponownie
zagospodarowane. Tak to nawet w niedalekiej przeszłości
funkcjonowało. Cóż takiego się stało, że się zmieniły
realia? Właściwie nic, tylko się dużo mówi i pisze, co do
rozwiązań dobrych i nieszkodzących człowiekowi, a życie
pokazuje inaczej. Były przecież punkty skupu i wszystko się opłaciło.
Była to żywa lekcja ekologii. Sama zbierałam makulaturę i szkło.
Były to dobre akcje między szkołami. Za uzyskane pieniądze,
kupowało się potrzebne przyrządy szkolne do pracowni. W ten
sposób zarówno się wychowywało nowe pokolenie, jak i miano
konkretny efekt ekonomiczny. Bo ekologia łączy się z ekonomią.
To jest nic nowego. Niestety zbyt rabunkowa gospodarka prowadzona
przez firmy i wraz z samorządowcami doprowadza do wypatrzenia całości
tematu. Musimy jednak wrócić do podstawi nie szkodzić środowisku
naturalnemu.
Tak na marginesie, to mam zasadnicze pytanie: Co się dzieje z
zyskami po przetworzeniu segregowanych śmieci? Czy w jakiś sposób
bilansują ponoszone koszty w procesie odpadowym? Czy może wpływają
na obniżenie ceny za śmieci?
Muszę powiedzieć, że w dostępnych publicznych opracowaniach
jakoś nie potrafię doczytać na ten temat. CIEKAWE?
Póki, co to mamy w Tarnowskich Górach o 2 zł droższy wywóz
śmieci, a nasza firma odpadowa obsługuje również inne gminy
oprócz naszej i ma cennik prawie o 1/3 tańszy dla nich, choć są
w odległości 40 km od tarnogórskiego wysypiska, gdzie zwożone
są śmieci. Nie mogę tego zrozumieć. Może jestem za mało pojętna
J.
Podsumowując, to dla ludzi prowadzących rabunkową gospodarkę
odpadami z takiego procederu niszczącego środowisko naturalne i
tym samym człowieka, jako jego integralną cześć pieniądze
nie "śmierdzą", a życie i zdrowie mieszkańców się
nie liczą.
Śmieci nie śmierdzą wszystkim jednakowo
29 lipca 2015, 21:04SKANDAL!!! Szybka kolej Katowice - Pyrzowice
29 lipca 2015, 20:59SKANDAL!!!!
Brak mi słów. To jest normalnie niechlujstwo! Brak
odpowiedzialności za gospodarkę i brak kompetencji w zarządzaniu
Państwem!
Ponad 4 lata batalii o przebieg kolei z Katowic do Pyrzowic przez
TG, a następnie przez Zagłębie do Katowic nie zrobiło wrażenia
na rządzących. Pamiętam jak dziś nikt z samorządowców
miast, przez które ta kolej jest wytyczona nie uczestniczyła w
rozprawach administracyjnych (z wyjątkiem Ożarowic i Bobrownik
Bedzińskich). Po wszystkim wypychali piersi do odznak i pochwał
- PRYMITYWNE. Na prośbę mieszkańców REGIONU ŚLĄSKIEGO
sprzed Brynicy i za Brynicy, również z potrzeby serca, jako córka
maszynisty i wnuczka tych, którzy budowali kolej w regionie,
zaangażowałam się cała sobą w te sprawę. Widzę, że cały
czas projektant i strony zainteresowane "biznesem"
majsterkują przy przebiegu przez Piekary Śląskie, co od początku
było Science Fiction, nie mówiąc o wszystkich aspektach
prawnych i uwarunkowaniach geologicznych oraz przepisów z
ochrony środowiska.
Wiedzę, że znowu musze podziałać z moimi ekspertami i mam
nadzieję, że Bruksela tak jak w batalii o normalność i
przestrzeganie prawa w tym temacie, ustawi właściwie
Ministerstwa odpowiedzialne za ten stan rzeczy. To jest niebywałe,
że tyle "fachowców" -DECYDENTÓW z PO i PSL nie
potrafiło rzecz oczywistą wypracowaną poprowadzić. To się
nazywa zdrada stanu.
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/4694748,skandal-szybka-kolej-z-katowic-do-pyrzowic-nie-powstanie,2,id,t,sa.html
"Krew zamiast obietnic"
22 lipca 2015, 01:00Przedstawiam poniżej artykuł portalu Natemat,
DOBRZE BYĆ UŻETECZNYM DLA DRUGICH. Pani Beato TAK TRZYMAĆ!!!
LUDZIE SĄ NAJWAŻNIEJSI
Artykuł portalu Natemat, autorka: Karolina Wiśniewska
Oddawanie krwi zamiast pustych obietnic? Nawet jeśli to tylko nowa „kiełbasa wyborcza” Beaty Szydło, to ją kupuję
Fot. Twitter.com/pisorgpl
Zamiast kolejnych wyborczych obietnic – realne działanie?
Podoba mi się to. Beata Szydło oddając krew i zachęcając do
tego innych pokazała, że kampania może być pożyteczna. I
nawet jeśli zrobiła to tylko „pod publiczkę” aby zyskać
kilka punktów procentowych w sondażu – nie interesuje mnie
to. Jeśli już mam otrzymywać wyborczą „kiełbasę” –
wolę żeby była to kiełbasa, po której naprawdę coś
zostanie, niż kolejne szumne zapowiedzi, z których polityk albo
się wycofa, albo uda, że nigdy ich nie było.
Szydło w Centrum Krwiodawstwa
Wakacje to okres urlopów i wyjazdów, a wraz z tym zwiększona
liczba drogowych wypadków. Centra krwiodawstwa dwoją się i
troją, aby pozyskać nowych dawców – często bezskutecznie.
We wtorek do jednego z nich udała się kandydatka PiS na
premiera. Oddała krew, zmobilizowała do tego kilkoro innych posłów
prawicy i członków partyjnej młodzieżówki.
Beata Szydło: Pomóżmy ludziom, to jest nasz obowiązek, każdy,
kto może oddać krew, niech dzisiaj to zrobi, to jest potrzebne,
dzisiaj uratujemy komuś życie, kiedyś my możemy tej krwi
potrzebować. Trzeba być wspólnie solidarnym w takich
sytuacjach.
Pomoc „na pokaz”?
Beata Szydło oddawała krew w blasku kamer, otoczona przez liczną
grupę reporterów. W mediach społecznościowych oglądać mogliśmy
bieżącą relację, a migawki pojawią się z pewnością w każdym
wieczornym serwisie informacyjnym. Nie trudno zatem uciec od
komentarzy: „działanie pod publiczkę”, „tania ustawka”,
„kampania w szpitalu” i innych, w podobnym stylu, które udało
mi się wyszukać na forach internetowych. Nie wnikam w pobudki,
jakimi kierowała się Beata Szydło. Bez względu na to czy była
to szczera ludzka potrzeba pomocy, czy chęć zrobienia dobrze
„sprzedawalnego” wyborczego show – uratowała komuś życie.
Zrobiła coś pożytecznego. Coś, co powinno stać się trwałą
praktyką naszych wyborczych kampanii.
Zamaluj hejt
Wolę, aby polityk oddawał krew niż obiecywał 500 zł na każde
dziecko. Wolę aby angażował się w akcję charytatywne, niż
dzielił bez opamiętania publiczne pieniądze. Wolę po prostu
– aby więcej robił, niż mówił, a efekty tego „robienia”
były widoczne tu i teraz.
Beata Szydło nie jest pierwszą, którą warto wyróżnić za pożyteczne
kampanijne inicjatywy. Podobnie jak oddawanie krwi nie jest jedyną
formą, na której warto się promować. Dobry przykład już w
kampanii samorządowej dali kandydaci na krakowskich radnych z
inicjatywy "Postaw na Kraków", którzy – na wzór
akcji Ice Bucket Challenge – rozkręcili własną – Paint
Bucket Challenge. Zamalowywali szpecące miasto pseudo graffiti i
nominowali do tego innych. Jest problem – jest szybkie realnie
działanie.
Kraków to – zdaniem samorządowców – ponad 700 przykładów
nielegalnego grafitti: wulgarnych wpisów, obraźliwych haseł.
Zamiast mówić o tym, że „po wyborach to zlikwidujemy”,
kupili odpowiednie farby, zadbali o odpowiednie zgody i zabrali
się do pracy. Doświadczenie w podobnych akcjach mają zresztą
także politycy ogólnokrajowego formatu, jak chociażby minister
edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska, która w ramach inicjatywy
HEJTSTOP rozprawiała się z wulgaryzmami na warszawskim
Ursynowie. Można? Można.
Podróż nie tylko po selfie
Dobra kampania wyborcza to nie tylko obietnice, ale i realne działania.
Jeśli politycy tak bardzo chcą się promować – niech robią
to mądrze. Obie kandydatki podróżują po Polsce wzdłuż i
wrzesz, odwiedzają zarówno wielkie miasta, jak i małe
miejscowości. Dlaczego przy okazji tak rzadko angażują się w
działania na rzecz aktywności lokalnej? W pozarządowym słowniku
istnieje coś takiego jak wolontariat okolicznościowy. Zbiórki
żywności dla potrzebujących rodzin lub dzieci z konkretnej
gminy. Zbiórko książek, które wzbogaciłyby księgozbiór
lokalnej biblioteki.
Mieszkańcy nie są tylko od tego, aby robić za bohaterów
wrzucanych na Twittera selfie, a zorganizowanie lokalnej akcji
nie wymaga wielkiego „zachodu”. Wystarczy szybki wywiad w urzędzie
danego miasta w sprawie tego co i komu jest potrzebne,
znalezienie kilku wolontariuszy, którzy dopną szczegóły i
wygospodarowanie kilku minut konferencji na to, aby poinformować:
„Szanowni państwo, dziś chcemy pomóc dzieciom ze szkoły X”.
Każda wizyta niech stanie się nową zbiórką, której
inicjatorkami będzie albo Ewa Kopacz, albo Beata Szydło, albo
każdy inny polityk, który w danym miasteczku będzie robił
swoje wyborcze show.
Jedna obietnica – jedno posadzone drzewo
Inicjatyw społecznych, które warto podejmować nie trzeba szukać
długa, bo i problemów (o bardzo różnej randze), z którymi
musi borykać się współczesny świat nie brakuje. Nie miałabym
nic przeciwko, aby pani premier bądź Beata Szydło – w ramach
promocji troski o bezdomne zwierzęta i przypominając o
konieczności przestrzegania praw zwierząt udały się do
schroniska i wyprowadziły kilka bezdomnych psów na spacer.
Nie widzę nic złego, gdyby zorganizowały wielką akcję
sadzenia drzew. Mało tego, myślę, że gdyby wszyscy ubiegający
się o mandaty parlamentarzystów politycy zastosowali zasadę:
jedna obietnice – jedno nowe drzewko, za kilka lat moglibyśmy
w Polsce ogłosić wielki sukces w walce z brakiem terenów
zielonych. Zresztą akcja sadzenia drzew także nie jest nowa, a
w ramach ubiegłorocznej kampanii do Parlamentu Europejskiego
robiła to chociażby obecna posłanka PiS Małgorzata Gosiewska.
Angeli Merkel nie wypada?
Polska polityka – podobnie jak każda inna – jest bardzo
zasadnicza i schematyczna. Podczas kampanii często bywa także
albo ostra i brutalna, albo beznadziejnie miałka. Dobrze byłoby,
aby czasem była choć odrobinę ludzka. Wolontariat oferuje
wiele możliwości, które nie wymagają wielkich nakładów
finansowych. Obawa o poniesione straty jest zatem nieuzasadniona.
Można tylko zyskać.
Aby uprzedzić ewentualne zarzuty i argumenty, że to uwłaczające,
że Angela Merkel nie pozwoliłaby sobie na malowanie graffiti
albo spacerowanie z bezdomnym psem, że „premierowi nie wypada”,
powiem krótko – wypada. Na pewno bardziej niż licytacja na
populistyczne obietnice.
Polityk jest od rządzenia, ale...
Nie chodzi o to, aby nagle walczący o głosy Polaków politycy
rzucili wszystko i na fali kampanijnej dobroczynności zaczęli
oblegać centra krwiodawstwa czy domy dziecka. Nie. Jednak mimo
wszystko aspirują do tego, aby przez najbliższe lata stać na
czele naszego państwa, wyznaczać kierunki polityki międzynarodowej,
walczyć z bezrobociem, dbać o losy młodych i starszych.
Powinni mieć zatem wypracowany konkretny program, który muszą
wyborcom zaprezentować.
Niech jeżdżą po Polsce, kręcą spoty wyborcze i organizują
wielkie konwencje. Jednocześnie niech pamiętają, że
niewielkim kosztem można sprawić, aby ta kampania była w
pewien sposób pożyteczna. Nawet jeśli to ustawka i wyborcza
kiełbasa – taką akceptuję.
Beata Szydło - kandydat na Premiera RP na roboczym spotkaniu
21 lipca 2015, 00:03Wczoraj z Zarządem Śląsko-Dąbrowskiej Solidarności spotkała
się Beata Szydło kandydat na Premiera RP wraz z
szefem kampanii wyborczej wice Marszałkiem Stanisławem
Karczewskim i posłami ziemi Śląskiej, by rozmawiać o przyszłości
polskiego górnictwa. Było to pierwsze z cyklu spotkań, na których
wypracujemy strategię rozwoju polskiego górnictwa.
Po spotkaniu odbyła się konferencja prasowa, podczas której
Beata Szydło mówiła m.in. o tym, że rząd PO-PSL nie ma
wiarygodnego programu dla górnictwa, a premier Kopacz organizuje
na Śląsku wyborcze pokazówki.
Intronizacja Króla Kurkowego AD 2015 w Tarnowie
21 lipca 2015, 00:01Na zaproszenie Bractwa Kurkowego z Tarnowa uczestniczyłam w
Intronizacji Króla Kurkowego AD 2015. Wspaniałe wydarzenie
historyczne i wspaniali ludzie. Pozdrawiam Tarnów, Kraków i
wszystkich Braci Kurkowych z całej Polski
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/3933845,tarnow-intronizacja-krola-kurkowego-krzysztofa-kowalskiego-zdjecia,id,t.html
Zdjęcia: Marian Satała - Gazeta Krakowska
Folklor polityczny w RM w Tarnowskich Górach
16 lipca 2015, 22:17Wczoraj Przewodniczący RM w Tarnowskich Górach
zadziwił mnie swoim zachowaniem na Sesji. Zastanawiam się tak
naprawdę, czy coś się zmieniło od poprzedniej kadencji? Właściwie
chyba nic, po za tym, że otrzymuję zaproszenia na posiedzenia,
tylko nie wiem po co. No niestety nie jest tak różowo, choć
wszystkim znane powiedzenie- „gość, choć świnia swoje prawo
ma” nie ma się ni jak do szanowania osoby zapraszanej, nie
udzielając głosu. Już nie wspomnę, że pełnię mandat z
wyboru społecznego - Radnej Sejmiku Województwa Śląskiego, który
organizuje strategiczne tematy dla regionu współpracując z
jednostkami samorządu niższego szczebla. To jeszcze jest nic,
żeby było śmieszniej nie dopuszczono do głosu również Posła
RP Jerzego Polaczka, w celu totalnej blokady mojego wystąpienia,
gdzie chciałam zabrać głos w sprawie bardzo ważnej, jaką
jest wysypisko śmieci w Rybnej- Laryszowie (Burmistrz wydał
zarządzenie o konsultacjach społecznych po moim proteście
dotyczącym nadbudowy w/w wysypiska). Byłam na to przygotowana i
oficjalnie złożyłam swoje stanowisko pisemnie w tej kwestii do
Burmistrza, do Przewodniczącego RM, do wszystkich Radnych
Miejskich wraz z załącznikami w biurze podawczym za
potwierdzeniem odbioru- podstawy prawne (poniżej można się
zapoznać z treścią).
Rada Miejska jest całkowicie podporządkowana pod dyktat włodarza.
Nie ma głosu w dyskusji. Nie mniej tak jak we wcześniejszym
wpisie zaznaczłąm, że nikt nie jest ponad prawem. Wszystko
jest do czasu.
Zaskoczyła mnie postawa młodego człowieka Przewodniczącego
RM, który chce się rozwijać w polityce, a jednak brak doświadczenia
i znajomości prawa spowodowało, że podczas obrad RM złamano
prawo, jakie nadaje ustawa Posłom i Senatorom RP zgodnie z art.
22 ustawy z 9 maja 1996r. o wykonaniu mandatu posła i senatora
a:
1. Poseł ma prawo uczestniczyć w sesjach sejmików województw,
rad powiatów i rad gmin, właściwych dla okręgu wyborczego, z
którego został wybrany, lub właściwych ze względu na siedzibę
biura posła.
2. Senator ma prawo uczestniczyć w sesjach sejmików województw,
rad powiatów i rad gmin, właściwych dla okręgu wyborczego, z
którego został wybrany.
3. Uczestnicząc w sesjach, o których mowa w ust. 1 i 2, poseł
i senator może zgłaszać swoje uwagi i wnioski.
4. Warunki do realizacji praw posła i senatora, o których mowa
w ust. 1–3, zapewniają przewodniczący
sejmików województw oraz przewodniczący rad powiatów i rad
gmin.
Innymi słowy z zacytowanego przepisu wynika, że poseł ma prawo
uczestniczyć w sesjach sejmików województw, rad powiatów i
rad gmin, właściwych dla okręgu wyborczego, z którego został
wybrany, lub właściwych ze względu na siedzibę biura posła.
Uczestnicząc w sesjach, poseł ma prawo zgłaszać swoje uwagi i
wnioski, może zabierać głos w sprawach będących przedmiotem
dyskusji.
Obowiązek zapewnienia skuteczności tego
prawa został nałożony wprost na przewodniczących sejmików
województwa oraz przewodniczących rad powiatów i rad gmin.
Dalszy komentarz jest zbędny.
Moje sztandarowe hasło „co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”
nabrało szerszego wymiaru. Niestety prawo jest jedno, choć może
czasem źle interpretowane, ale trzeba go przestrzegać oraz
konsultować z mądrzejszymi. Sorry w TG taki mamy folklor
polityczny, a szkoda, bo przez dialog, słuchanie nie popełnia
się błędów. Zawsze lepiej uczyć się na błędach cudzych,
jednak trzeba mieć w sobie zawsze pokorę i dystans, szanować
człowieka obok. Wszyscy jesteśmy różni, spełniamy rolę w
społeczeństwie i mimo wad szanujmy się. Moja babcia mi mówiła
„Najpierw pycha, potem upadek”.
Pokora góry przenosi.
605. Rocznica Bitwy pod GRUNWALDEM
15 lipca 2015, 01:01GRUNWALD A POMORZE ŚRODKOWE
Dziś (15 lipca) mija 605. rocznica bitwy pod Grunwaldem.
Niewielu wie, że możemy tę datę obchodzić jako rocznicę
wyzwolenia Koszalina, Kołobrzegu, Szczecinka i Połczyna Zdroju
spod krzyżackiej okupacji. Nawet wśród historyków polskich
nie ustają spory, bowiem większość z nich mówi o wielkim,
militarnym zwycięstwie i politycznej klęsce, ponieważ Krzyżacy
pokonali nas dyplomacją: Litwa odzyskała tylko Żmudź, a
Polska maleńką i zniszczoną wojną Ziemię Dobrzyńską. Ale
dlaczego zapominamy o Pomorzu i ziemi koszalińsko-kołobrzeskiej,
która w tej wojnie odegrała kluczową, wręcz strategiczną rolę?
A już nikt nie pamięta o Pomorzu Przednim.
Z chwilą zawarcia unii polsko-litewskiej w 1386 r., elekcji
Jagiełły na tron Polski i chrztu Litwy, Zakon Krzyżacki stracił
propagandową rację swojego istnienia nad Bałtykiem. Pojawiły
się nawet projekty przeniesienia zakonników nad Morze Czarne,
aby tam walczyli z niewiernymi, ale Zakon tylko zmienił linię
propagandową – „teraz będziemy walczyć z fałszywymi chrześcijanami”
– i postanowił rozstrzygnąć konflikt militarnie. Państwo
krzyżackie stosowało politykę wyciskania każdego grosza z
poddanych, po to, aby wyszkolić ogromną i najnowocześniejszą
w regionie armię, a także zapewnić odpowiednie warunki dla
dostojnych gości z całej Europy. Najtańszą i najwygodniejszą
drogą, którą wojska zaciężne i dostojni goście mogli się
dostać „pod Grunwald” była ziemia pomorska.
Już w 1384 r. Krzyżacy nabyli od mającego chwilowe trudności
rodu Wedlów „zamek, miasto i ziemię świdwińską wraz ze
wszystkimi wsiami, posiadłościami i pożytkami”, a w 1402 r.
przelicytowali króla polskiego w zakupie Nowej Marchii rozciągającej
się od Odry do Świdwina. W 1398 r. udało im się osadzić byłego
krzyżackiego prokuratora w Rzymie, Mikołaja Bocka, na stolicy
biskupstwa w Kamieniu, a ten szybko spowodował, że papież uznał
Wielkiego Mistrza opiekunem biskupstwa pomorskiego oraz zaprosił
krzyżackie załogi do biskupich miast Karlina, Koszalina i
Bobolic. Wielki Mistrz oświadczył księciu, iż „nie ścierpi
żadnego zuchwalstwa wobec majątków kościelnych”. Biskup
pomorski był właścicielem całej ziemi kołobrzeskiej, koszalińskiej
i bobolickiej, stanowiącej brakujące ogniwo strategicznej trasy
– teraz cała droga z Niemiec do Malborka była w rękach Krzyżaków.
Bogusław VIII i inni książęta pomorscy nie honorowali tych
decyzji, uznając posiadłości biskupie za tereny sobie podległe.
Dlatego też na księcia spadła wkrótce klątwa papieska prosto
z Rzymu.
Zmiana nastąpiła w 1409 r., ponieważ światem chrześcijańskim
rządziło już wtedy trzech zwalczających się papieży:
Grzegorz XII, Benedykt XIII i Aleksander V. Jagiełło wykorzystał
dawną znajomość i zażyłą przyjaźń z Aleksandrem, który
jako franciszkanin przebywał wcześniej na ziemiach
litewsko-ruskich. Król uznał Aleksandra za jedyną głowę Kościoła
i to jemu wysłał należne z Polski świętopietrze. Nowy papież
Aleksander zajął zbrojnie Rzym, potępił Krzyżaków i mianował
na biskupa pomorskiego kandydata książęcego. Krzyżacy,
dysponując pokaźnym skarbcem, wprowadzili też na nasze ziemie
nowoczesne instrumenty inżynierii finansowej – skądinąd słynne
ostatnio – opcje. Transakcja polegała na tym, że skarb krzyżacki
wypłacał drugiej stronie od razu pokaźną sumę kilku tysięcy
grzywien lub florenów. W zamian za to pan feudalny zobowiązywał
się wystawić kilkuset zbrojnych na żądanie Wielkiego Mistrza,
ale tylko gdyby wybuchła wojna. Książę szczeciński Świętobor
I wywiązał się ze swoich zobowiązań i wysłał za 6000
florenów swego syna Kazimierza V z 600 rycerzami na pomoc Krzyżakom
pod Grunwald. Do księcia środkowo-pomorskiego Bogusława
bardziej przemawiały argumenty finansowe króla polskiego:
coroczne subsydium na utrzymanie wojska - za 800 kóp groszy
praskich zobowiązał się wystawić 100 kopijników.
Książę Kazimierz, dzielnie walcząc za sprawę krzyżacką,
dostał się pod Grunwaldem do polskiej niewoli, co nie
przeszkadzało świętować w obozie zwycięzców. Został wkrótce
zwolniony przez króla z niewoli na prośbę swego drogiego
kuzyna Bogusława, który stanął w odpowiednim momencie po słuszniejszej
stronie wielkiego konfliktu. 29 sierpnia 1410 roku w obozie pod
oblężonym Malborkiem, król Władysław Jagiełło przyjął hołd
lenny księcia Bogusława, ofiarowując mu w dożywocie zdobyte
na krzyżakach miasta i okręgi: Świdwin, Bytów, Biały Bór,
Frydlant (Dębrzno) i Hamersztyn (Czarne). W zamian za to książę
pomorski zobowiązał się wiernie służyć królowi, koronie i
królestwu polskiemu”, a w szczególności pomóc Jagielle w
podboju ziem zakonnych aż po Królewiec. Niestety, układ ten
nie wszedł w życie. Jedynym trwałym osiągnięciem książąt
pomorskich było przejęcie kontroli nad biskupstwem kamieńskim
oraz wyzwolenie miast biskupskich: Koszalina, Kołobrzegu,
Karlina i Bobolic spod krzyżackiej okupacji, co zagwarantowało
niezależność Pomorza na następne 250 lat. Jakub S. Pomorski
Tekst o Grunwaldzie z profilu DB Jakuba Pomorskiego