Taka refleksja na początek-o tylu fajnych sprawach piszą ludzie w blogosferze, może więc nie warto pisać tylko o polityce? W ostatnim wpisie, pisałem, że po trzech dniach w Warszawie nie potrafiłem poznać ogródka, tak się rozbuchała przyroda.
Ale co tam ogródek, człowiek nie może się nadziwić, jak przez cztery dni rozwijają się córeczki-rosną jak na drożdżach, starsza poznaje i opanowuje wciąż nowe słowa i umiejętności. Tydzień temu cała rodzinka (żona i dwie córeczki) czekała na mnie na dworcu. Starsza pociecha (nieco ponad dwa i pół roku) zeszła do mnie kilka schodów: "Cześć tatusiu. Byłeś w pracy, w Warszawie? Jechałeś pociągiem?"
To nieporównywalnie ciekawsze opowieści, niż np. moje komentowanie wypowiedzi burmistrza, odwzajemniane przez niego

Choć opowiadał mi znajomy, że otworzył sobie kiedyś blog mój i Arkadiusza Czecha i czytając równolegle zabawę miał przednią.
Niemniej postanawiam ograniczyć swe uwagi na temat wpisów burmistrza, jeszcze tylko dziś zwrócę uwagę na dwie nieścisłości (czy też półprawdy, delikatnie mówiąc) w nich zawarte.
W ramach "serialu" poświęconemu opiniowaniu kasyna Arkadisuz Czech w wpisie 4 maja kpi odrobinkę z mojej opini, iż nie zajmując stanowiska w tej sprawie, miał on duży wpływ na zamieszanie z tym związane. Pisze: "faktycznie moja wina, bo przygotowałem projekt uchwały o wydaniu negatywnej opinii i radni chyba "na złość" zagłosowali przeciwko uchwalając coś wręcz przeciwnego".
A na opisywanej sesji, o ile mi wiadomo (nie sądzę, aby koledzy radni mnie okłamali), nie było żadnego projektu burmistrza, tylko projekt grupy radnych (większość Rady nie zgodziła się na wprowadzenie go do porządku obrad). Ale rozumiem, że wpis był dokonany 5 dni po sesji i wydarzenia trochę się zatarły w pamięci... Dobrze oceniam, że burmistrz w końcu określił swe stanowiska (negatywne) wobec kasyna, a Rada Miejska je podzieliła. Gdy pan Czech był uprzejmy zająć się tym tematem w pierwszym terminie, może nie byłoby całego zamieszania? A przecież wtedy, przy "pierwszym" podejściu do zagadnienia, mimo m.in. dwukrotnego zapytania radnego Łukasza Garusa, burmistrz swej oceny nie wyraził.
***
5 maja pan burmistrz pisze: "Pomysł nazwania ronda przy ulicy Gliwickiej rondem Solidarności właściwie nie budził wątpliwości" i dodaje, że zaproponował dodanie do nazwy skrótu NSZZ, na co Rada przystała.
Może i pomysł nie budził wątliwości na sesji, ale kiedy go zgłosilem kilka miesięcy temu, otrzymałem odpowiedź wiceburmistrza Skrabaczewskiego, negatynie odnoszącą się do pomysłu... Aby nie być posądzonym o pisanie półprawd dodam, że burmistrz Skrabaczewski dodawał, że imieniem "Solidarności" można kiedyś w przyszłości nazwać np. nowe osiedle wybudowane w naszym mieście. Ale chyba miasto zbyt wielu osiedli nie buduje? Chyba też przeszkodą nie była osoba wnioskodawcy?
Niemniej ogłaszam koniec złośliwości. Fajnie, że Rondo NSZZ "Solidarność" zostało uchwalone.
A ponieważ kiedy tu sobie klikam (godz 21.33) śpi tylko jedna córeczka, idę się oddać ciekawszemu zajęciu niż polityczne przepychanki, czyli usypianiu drugiej

W takim niepolitycznym nastroju mam zamiar pozostać dłużej