- Skąd pani przyjechała? - pytają mnie, gdy przebywam poza domem na urlopie, na wyjeździe, na "obczyźnie".
- Mieszkam w najpiękniejszym mieście świata - w Tarnowskich Górach - odpowiadam bez wahania.
- Co pani ogląda? - to pytanie kierują do mnie czasem, gdy zajęta jestem przeglądaniem fotek w cyferkach mojego aparatu.
- Najbliższe mi widoki, moje miasto. Proszę zobaczyć: to jest ... a to ... i jeszcze...
I opowiadam czasem legendę o Rybce, wymieniam Roździeńskiego, Carnalla albo Donnersmarcków czy Koschutzkich, mówię o spacerach starymi nasypami kolejek, wskazuję na zdjęciach pagórki szybów (dziwacznie brzmią moim słuchaczom ich nazwy: warpie, piny, pingi), nie zapominam o parku wodnym i nowych hotelach, które przyjmą gości, jeśli ci zjawią się w Tarnowskich Górach. Czy uprawiam reklamę wybranych firm czy też promuję moje miasto?
Jaki udział w obu tych dziedzinach ma nasza władza lokalna? Czy wymienianie konkretnych firm w lokalnych mediach jest promowaniem miasta czy ukierunkowaną reklamą?
Sama nie wiem ale jeszcze przemyślę to zagadnienie
Busko-Zdrój. Obecna ulica 1 Maja to dawna Zakładowa. W XIX wieku ulokowały się tu pensjonaty goszczące kuracjuszy przyjeżdżających dla pobierania leczniczych kapieli siarczkowych. Mieścił się tu też zakład przyrodoleczniczy. Staraniem władz miasta i dzięki dbałości "architekta miejskiego" niektóre budynki to repliki ich poprzedników, zachowano nisko kondygnacyjną zabudowę a sąsiedztwo stuletniego parku zdrojowego doskonale zadbanego (również samorząd Buska) utrwala atmosferę małopolskiego kurortu. W zimowej scenerii brakuje tylko konnych sań - sanna doskonała przecież.