Już 456 lat temu, bo w 1561 roku, Tarnowskie Góry otrzymały przywilej targowy (jarmarczny) i na jego mocy mogły urządzać we wrześniu i styczniu jarmarki - to gest Jerzego Fryderyka Hohenzollerna. Wrześniowy (letni) ma współcześnie odbicie w dorocznych Gwarkach a ten styczniowy (zimowy) w jarmarku bożonarodzeniowym. Dwa kolejne jarmarki zaczęto organizować po nadaniu przywileju przez Karol Maksymilian Henckel von Donnersmarck ponad 100 lat później. Przypadały na dwie pozostałe pory roku – wiosnę (kwietniowy) i jesień (październikowy).
W ostatnich latach mieszkańcy coraz chętniej uczestniczą
w kilkudniowej zabawie i zakupach, oddalają chyba w ten sposób troski dnia
codziennego a także zapominają o problemach osobistych jak i wydarzeniach, nawet tych wymiaru krajowego.
W 450. rocznicę nadania przywileju odbył się na rynku tarnogórskim jarmark przy okazji Świętojańskiej Nocy Muzealnej w czerwcu 2011r. (był odbiciem tego wiosennego).
Do przywrócenia zimowego „jarmarku”
magistrat przekonał się dopiero w 2013r., gdy postawiono na płycie rynku 10
siermiężnych, zbitych z deseczek stoisk i wyznaczono przy nich miejsca handlu rękodzielnikom
i gastronomom. Nie była to zbyt udana
realizacja ale starano się w kolejnych latach poprawić i podnieść standard imprezy. I tak minęło 5 lat i wyszło całkiem
całkiem! Kolejna pięciolatka poprawek przed nami a po niej już wszyscy uczestniczący w
jarmarku będą zadowoleni. A bo to teraz mówili, że tłok i że stoisko do stoiska
przyklejone, że po co te plastikowe namioty na 3 dni rozstawiać, koszt itd - mówili, że czemu takimi surowymi płachtami
świeciły zamiast lampeczkami na
gałązkach jedlinki czy cósiczek takiego, że
te i tamte i te de.
Cóż, ja czekam aż magistrat zdecyduje się na 4 imprezy podobnego typu, jako „przywilejodawcy”
założyli – po jednej na każdy sezon roku. Solidne to może być, z dobrym
smakiem, zabawowe ale i edukacyjne. Czyli
dla każdego coś odpowiedniego, pod UNESCO – niemałego formatu.
Proponuję: niech się stanie!