Dzień zaczęłam od włączenia słońca. Pomyliłam włączniki, bo zapaliło się wiosenne a przecież czas zimowy jeszcze nakręcony. Nawet ucieszyłam się tą pomyłką i świeciłam nim do zachodu. Najpierw jednak pogodę mego ducha przyćmił gesty dym z komina mijanego domostwa; pochodził, jestem przekonana, z palonych trampek, czyjakimtam - tenisówek, a może i opon traktora rozlatującego się na podwórzu.
Kilka następnych godzin produkowałam się w pracy czyli służbie dwojakiej: zdrowia (kontakty z pacjentami są nieraz wywrotowo odkrywcze, gdy obliczają wysokość przyszłych pensji lekarskich) i społecznej (ktoś próbował wkręcić mnie w wyrwy a może zapadliska, czy prace odkrywkowe przy ul. Szybów). Później pewna parka rozanielona wiosenną atmosferą przyciągnęła moją uwagę i zoom lecz przeszkodzić jej nie śmiałam a raczej, przyznaję, lekko zazdrośnie podglądałam.
Jako że wodny ze mnie znak w wir zakupów akwarystycznych wciągnięta zostałam. Ze szwarnom paniusiom my se pogodały trocha i tym z magistratu sie dostało a i burmistrzowi tyż. Ale dobrze się mu dostało, bo prostolinijne w swych opiniach panie sprzedawczynie 5 za kontakt ze społeczeństwem mu przyznały (raz w tygodniu rybki tu kupuje). Ja ze swej strony 6 im stawiam za uśmiech, za sprawność i za godka naszo ślonsko. Pyrsk, dziouszki roztomiłe!
Tego dobrego co mnie dziś spotkało nie było końca, bo oto on-line/ce BIAŁEJ zawiesił czy przyczepił ratusz skrzyneczkę, budeczkę fikuśną. Mijał ci naród tę nową promocję miasta niejasną, nieczytelną, nie uwierzytelnioną ( z dużą dozą nieśmiałości, nieufności i bojaźni nie przerywając sobotniego marszu sklepowego.
Nie spodziewałam się a zobaczyłam kilka białych, gołych d..., w naturze, przed zachodem słońca. Nie zdradzę gdzie, żeby komuś nie przyszło do głowy głaskać. Kto poszuka, ten znajdzie.
Nooo, a teraz... tylko spokoju mi trzeba. Nie, nie tego świętego; o święty spokój poproszę może przy innej okazji Szefa naszego najwyższego. Teraz trzeba mi tylko małej szklaneczki płynnego spokoju o smaku martini dry, przy kominku, ze stopami pod brzuszkiem futerka ufnego z oczkami ciepłymi jak wolno pełzające po polanach płomyczki.