Trudne wybory
21 września 2007, 01:01I tak przykładowo piątek, 21września. godz. 17:00 – Miasteczko Śl. - wystawa poplenerowa, godz. 18:00 – PrzyTyCK – wernisaż – grafika. Jeszcze wcześniej zaproszenie do sąsiadki na herbatę z tegorocznych ziół - g. 16:30. Decyzja – zostaję w czytelni.
WKURZENI NA ŚLĄSK
Jan Hahn
Na początku tego roku wywołano na łamach „Gazety Wyborczej” dyskusję, której wątki znaleźć można w gazecie i dzisiaj. Zatytułowano ją: „Przystanek Śląsk”. Nazwa miała sugerować, że dobrze po prostu przystanąć i zadumać się nad Górnym Śląskiem, jak też zainicjować działania promocyjne, które z regionu ciężkiego przemysłu uczynić by mogły region atrakcyjny turystycznie, w którym warto się zatrzymać na dłużej. Śledziłem ją z uwagą. Mniej interesowały mnie sprawy konkretne: zarys koncepcji firmy, która wygrała konkurs na promocję Górnego Śląska, opis obiektów najbardziej atrakcyjnych, projekty przebudowy centrum Katowic. Chciałem się dowiedzieć co i jak myśli o Śląsku i Ślązakach rektor naszego uniwersytetu, nasi senatorowie, wybitni lekarze, artyści. I dowiedziałem się! Jedni – jak na przykład muzycy: Artur Rojek i Ireneusz Dudek, mówią pięknie i mądrze słowami pełnymi ciepła i przywiązania, inni z trudem maskują swą niechęć i lekceważenie. Odkryłem także zaskakującą zależność: ci, którzy o Górnym Śląsku powinni mówić i pisać najpiękniej i jak najlepiej, hołubić go i nim się chwalić – wyrzekają się go, zohydzając jego obraz ile się da. Mam tu na myśli szefów czasopism regionalnych, począwszy od tego największego, głównego inicjatora – „Gazety Wyborczej”. Dariusz Kortko już w tytule zwierza się: „Wkurza mnie Śląsk”, by później zwięźle to uzasadnić. Pani Senator Bochenek twierdzi, co prawda, że naczelny katowickiego dodatku „Gazety” musi bardzo kochać ziemię, na której mieszka, skoro - dla dobra sprawy, przymusza się do takiej prowokacji. Ja uważam, że na tę prowokację złożyły się poglądy autora absolutnie szczere. Ktoś, kto z całego pisania i mówienia Kazimierza Kutza zapamiętał tylko to, że ze Śląska koniecznie trzeba wyjechać i ubolewa, że nie potrafił tego zrobić, na Górny Śląsk musi patrzeć z wielką niechęcią. „Nie chce ale musi” babrać się tym wszystkim wokół. Jan Mazurkiewicz – redaktor naczelny Górnośląskiego Tygodnika Regionalnego „Echo” wychodzącego w Tychach, urodził się i mieszka w Gliwicach. Też nie lubi Śląska, bardziej jednak nie cierpi Ślązaków. Czuje się wśród nich obco, gdyż ojciec pochodzi z Lidy i
„ kresowe klimaty przeważają w poczuciu mojej tożsamości”. „Wkurza mnie przede wszystkim mentalność Ślązaków. Ślązacy są dla mnie zbyt racjonalni i hermetyczni. Brak im spontaniczności, ułańskiej fantazji ... Wkurza mnie ich pazerność i przywiązywanie do dóbr materialnych” – pisze. Drogi panie Janie. Ślązacy spontaniczność i ułańską fantazję okazali w trzech tak zwanych powstaniach - oczarowani szarżami husarii i jazdy Kozietulskiego i podkarmieni innymi miazmatami i obiecankami. Rezultatem zaś tych powstań było to, że musieli stać się racjonalni, hermetyczni i nieufni. Okazało się bowiem, że szybko pozbawiono ich prawa do korzystania z dóbr, które im przynależały, a ludzie skądsiś wzięli się za ich marnotrawienie. Pan Jan nie cierpi Ślązaków za ich zażyłe pod każdym względem stosunki z Niemcami. Mało, że ich mowa przesycona jest germanizmami - opuszczają ojczyznę i nie wiedzą co to polski patriotyzm; spotkał on w Gliwicach Ślązaka, który ciepło wspominał ... Hitlera, gdyż dzięki niemu dostał przed wojną świnię!
Można by na te wypowiedzi machnąć ręką. Słyszeliśmy już większe brednie, a na inwektywy w większości jesteśmy uodpornieni. Nie zadziwia nas też fakt całkowitego niezrozumienia spraw śląskich, czy też niesamowitego ich wykoślawiania. Na łaskę zrozumienia trzeba zasłużyć. Ale najpierw trzeba chcieć. Najważniejsze w tym krótkim forum jest to, kim są ci, którzy Śląska nie cierpią. Są to te same osoby, które w innym miejscu zastanawiają się jak promować Górny Śląsk, jak w tym zamierzeniu dorównać do najlepszych! Owszem, może funkcjonować szpital, w którym pielęgniarka nie znosi jego specyficznego zapachu oraz widoku krwi. Funkcjonowanie tegoż w sytuacji, gdy osoby o takich uczuleniach stanowią znaczną część personelu, zbytnio przypominałoby groteskę. Z sytuacji „ nie chcę ale muszę”, czasami coś wynika, nic dobrego przynieść nie może praca wykonywana z niechęcią, doraźnie, od niechcenia. W normalnym świecie rzadko można spotkać antyfeministę prowadzącego pismo dla kobiet. Na Górnym Śląsku takie anomalie jeszcze się zdarzają. Obsadzanie nie-Ślązakami kierowniczych stanowisk w środkach masowego przekazu ( gdyż opisywana sytuacja ma też miejsce w radio i w telewizji) bierze się jeszcze z dawniejszego ( zakorzenionego mocno, okazuje się) przekonania, że Ślązacy źle posługują się ( w mowie i w piśmie) językiem polskim i są mało przebojowi. Powiecie Państwo, że się czepiam i przesadzam. Oczywiście, że tak. Trzeba skończyć z szarogęszeniem się na Górnym Śląsku osób mających do rodowitych jego mieszkańców stosunek jak do Indian Guaranako. Należy zadbać, by w sprawach dotyczących promocji i kształtowania wizerunku naszego regionu głos decydujący mieli ci, którzy ten region dogłębnie poznali i uznali za swój ( niezależnie od miejsca swego pochodzenia). Jak długo jeszcze będzie można u nas otwarcie, bezkarnie, bez żenady oświadczać publicznie: mam was w d....! Proszę odpowiedzieć na pytanie: jak długo pełniłby jeszcze swoją funkcję redaktor naczelny gazety regionalnej w Kielcach, który oświadczyłby publicznie, że regionu świętokrzyskiego nie lubi, a jego mieszkańców to już nie może znieść? A dlaczego taka pogadanka jak z „Misia z okienka” przechodzi w Katowicach bez echa? Bo autor wie, że w branży takie poglądy są powszechne, a tym samym aprobowane! Niechęć do Ślązaków znów jest trendy i głosząc ją nie tylko się niczym nie ryzykuje, lecz zyskuje raczej. I szerzy się w czasopismach lokalnych ignorancja i przekłamanie. Przykłady? W „Dzienniku Zachodnim” Oskar Troplowitz jest „Żydem polskiego pochodzenia”. W 1912 roku, gdy w Gliwicach Troplowitz wypuszczał na rynek krem „Nivea”, miał on tyle wspólnego z Polską, co z Mandżurią. W „Gazecie Wyborczej” dziennikarz sportowy pisze, że po porywających meczach w „Spodku”, siatkarze udadzą się do Kędzierzyna-Koźla, po czym „ znów wrócą na Górny Śląsk”! Ręce opadają!
Jan Hahn
Chodzi o chodnik
20 września 2007, 14:58„Szczęść Boże przy pracy!” – tym pozdrowieniem przed 30 chyba minutami zwróciłam się do robotników pracujących przy ul. Szczęść Boże. (Zdjęcie 1). Zbiegiem okoliczności znalazł się w scenerii zbożnej pracy ksiądz Sikora z parafii Św. Anny (Zdjęcie 2). Zarówno jemu jak i mnie udało się meandrując nie uszkodzić samochodów.
Rozpoczynanie pracy w poniedziałek podobno nie wróży niczego dobrego. We wtorek więc po święcie gwarków, rozpoczęto przygotowania do „przebudowy” chodnika wzdłuż ul. Szczęść Boże. Tak jakby wcześniej jakiś chodnik tu już istniał. Rozdeptana trawa miedzy jezdnią i ogrodzeniami posesji, krawężniki, tyle.
O urzędnikach można wiele mówić albo pominąć milczeniem ale o Kierowniku MZUiM , panu Radosławie Czajce wypowiadam się pozytywnie (Zdjęcie 3 – w czasie wizji lokalnej). Jest w kontakcie z mieszkańcami i radną (to ja) i z tego powodu ma skomplikowane zadanie, jako że najczęściej wisi między młotem a kowadłem obrywając często z obu stron. Tu pretensje od niezadowolonych mieszkańców a tam Najwyższa władza samorządowa z wyznaczoną cząstką budżetu. Jest jednak skrupulatny chociaż nieodgadniony na swej wysokości (trudno zajrzeć mu w niebieskie oczy próbując coś z nich wyczytać).
Oczywiście jest problem – chodnik tylko po jednej stronie ulicy. Dlaczego nie po obu? – pytają mieszkańcy. Oczywiście chodzi o pieniądze. Oczywiście jest ich w budżecie miasta za mało na oba ciągi. Oczywiście pieniądze będą w przyszłości. Oczywiście ...?
Dzień zaczął się pięknym przymrozkiem w kolorach wschodu słońca dostępnym dla skowronków budzących się ok. godz. 6:00 ( Zdjęcia 4 i 5). Dobra wróżba.
Ersatz, cholera, nie życie
19 września 2007, 22:13Dziś wieczorkiem restauracyjną lampkę wina potwierdziłam nas... tęp... ny...mi niestety nie w towarzystwie adoratora ale żalącej się sąsiadki. I na tym podłożu wysnułam refleksję o rozdzielności tego i owego.
Pewien topowo-hitowy dyrektor tarnogórski zintensyfikował w kwiecie swych lat męskich życie nie bynajmniej płciowe a trunkowe. Zwykł mawiać mniej wiecej tak: ’”Dziwi mnie, że dojrzali mężczyźni tak często rozmawiają o seksie. Mężczyzna po 40-tce nie powinien uprawiać seksu, bo to blokuje jego sukcesy. Interesy, praca naukowa i zawodowa, działalność społeczna i artystyczna, oto na co winien pożytkować swe siły witalne”. Stosując tę myśl przewodnią w praktyce wprowadził do swej egzystencji alkohol i dokonał pewnych osiągnięć wręcz spektakularnych, niektórzy powiedzą.
Mam przed oczami niektórych szefów różnorakiego autoramentu. Widząc ich dokonania nieefektywne i nieefektowne w zakresach i dziedzinach również różnorakich podejrzewam, że seks uprawiają codziennie.
Inni natomiast wyraźnie za C2H5OH przepadają i o dziwo, wyniki ich pracy są nieraz wyraziste i znaczące. Niestety, za jaką cenę, to wiedzą żony i ...inne.
I gdzie tu znaleźć złoty środek? Być może znają go sprawujący władzę. W czasie minionych Gwarków baczne obserwacje czynili mieszkańcy utrwaliwszy sobie pewien obraz i refleksje, które do mnie dotarły. Podobno tarnogórska władza nareszcie mocno kocha przedsiębiorców (hm... zamiast alkoholu. W perspektywie ma to przynieść wymierne i okazałe efekty. Na przykład? Może we wzroście tempa rozwoju gospodarczego regionu? Zdjęcie – I kto tu nami steruje?
Igrzyska i ...
16 września 2007, 17:49Wchłanianie i rozdawanie zaszczytów, pochwał, nagród, komplementów itp. mniej lub bardziej zasłużonych równa się uroczystościom, obchodom, świętowaniu, zabawie, fieście, igrzyskom ... To dwa rzadko rozłączane elementy. Ich ważność i gabaryty zależą od wnioskodawcy, organizatora, fundatora, sponsora, twórcy, dawcy, rozdzielnika... Czy korzystniej jest być wyróżnianym czy wyróżniającym? Czy gorzej jest być ocenianym czy oceniającym? Wręczanie nagród, odbieranie pochodu, przesiadywanie w lokalach, zabawy na otwartym powietrzu, wydawanie i zarabianie pieniędzy, sprzedawanie, kupowanie, ubieranie się w kostiumy, przebieranie ...w rozrywkach. Jest dobrze.
Czego spodziewałam się po Gwarkach? Teraz już prawie jestem pewna: jubileuszowej ważności, z dobrą klasą, bez nietaktów i niskich lotów. Powinny być dobrze zapamiętane i chyba tak będzie. Generalnie rzecz biorąc, jubileuszowe Gwarki, cóż więcej.
Pod renesansowym stropem
16 września 2007, 15:53niedziela godz. 11:00 - uskrzydlanie
Łatwością wypowiadania oficjalnych tekstów jak i swobodą w komunikowaniu się nieformalnym ujęła mnie Pani Genowefa Grabowska – poseł europejski, utytułowana lecz na szczęście pogodna wewnętrznie. Jej eleganckie ruchy i kolory stroju spowodowały, że dokonałam aktu dokumentacyjnego czyli kilku fotek.
Gdyby na renesansowym stropie wymalowano twarze ludzkie, miały by kogo dziś oglądać. Podam niektóre rangi i tytuły niekoniecznie alfabetycznie, chronologicznie, "ważnościowo": posłowie, senatorowie, ministrowie, profesorowie, burmistrzowie, starostowie, radni, przedsiębiorcy, dyrektorzy, sędziowie, komendanci, naczelnicy, artyści, goście, goście, goście. Obrodziły krawaty, torebki, pantofle wizytowe.
Dziewczątka na rolkach jako zapowiedź pochodu
Tarnogórscy przedsiębiorcy w izbie muzealnej
W jasnych kolorach jest jasno w duszy - Pani Prof. G. Grabowska nie sama
Tuchola - to interesujący temat
Czyja to torebka?
Czyj to krawat?
Mundur – wymarzony dodatek do prawdziwego mężczyzny (Tych Trzech)
Żebyś ...
15 września 2007, 23:47Przyznaję, nie miałam wyczucia sytuacji nie zabrawszy ze sobą aparatu fotograficznego na dzisiejszą wieczorną uroczystość. Było by sporo dobrej jakości smaczków. Ciapa za mnie, trudno.
Ale ... Mogę to powiedzieć z głębokim przekonaniem: we władzach samorządowych są gentlemani. Zaakceptowali moją mini-spódniczkę (wielkie mi co mini – zaledwie kilka cm ponad kolana) a domniemywam, że to nie dzięki niej pozytywnie zaopiniowano moje blogowe wpisy.
Fotogeniczność Pana Starosty Korpaka jest nie do przecenienia, jak zresztą i jego oratorskie umiejętności. Swoboda poruszania się wśród gości to walor miłośnika muzyki, Pana Burmistrza Czecha (zapewnił niespodziankę – koncert kwartetu kameralnego).
„Ja tu jeszcze wrócę” – słowa te padły z ust Starosty przed wyjściem na kolejną turę wyborów przecudnej urody i nieogarnionego intelektu (IQ czy AQQ) Miss Gwarków. Jak powiedział, tak uczynił. Wrócił przypuszczam, że z dobrze ukrywanym żalem a wówczas... tarnogórski establishment w osobach Burmistrza i Starosty obdarowany został przez Wice-Prezesa Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych pucharami rozmiarów znaczących. Trzecim obdarowanym był radny Piotr Gładki.
Ciemne garnitury i krawaty były w przewadze podobnie jak wąsy i okulary (mogę się nieco mylić ale niewiele przesadzam) – atrybuty władzy, powagi, zaufania. To ważne w okresie przedwyborczym. Czy obecny przez krótki czas na uroczystości Poseł Tomasz Głogowski zamierza nosić okulary i zapuścić wąsy?
Reprezentanci zaprzyjaźnionych miast zapewne przed przyjazdem do TG budowali treningami swą wytrzymałość na nudę i wzmacniali kondycję konsumpcyjną. Nasza gościnność bowiem dla niektórych bywa poważnym problemem. Rrozwiązujemy go jednak dzięki wymianie uprzejmości, uśmiechom, czerwonemu winu, kokieteryjnym spojrzeniom i czasem hm...hm... przyjacielskim( uściskom.
Z braku aparatu fotograficznego zdjęcia zostały wykonane telefonicznym – stąd gorsza jakość.
Samouleczenie typu flash
15 września 2007, 13:27W niemocy duchowej zaległam po północy napisawszy wcześniej kilka zdań o francuskich gościach. Następnie usunęłam wpis z Portalu skazując się na rozterki ... właściwie nie wiadomo jakie.
Rano odbyłam rutynowe zakupy i... nastąpiło odrodzenie myśli. Główny organ pompujący krew w organizm zaopatrzył moją duszę i mózg we fluidy optymizmu.
Za jaką przyczyną? Otóż jako przyszywana psia ciocia odbyłam seans dogoterapii w sklepie zoologicznym przy ul. Lompy (zdjęcie 1 – odbiór kreatywnych fluidów poprzez ściskanie pieska). Później wdarłszy się do sklepu warzywno-owocowego wyniosłam z niego kilkanaście nieekologicznie plastikowych torebek z zieleniną i „owocowiną”, której konsumpcję natychmiast rozpoczęłam (zdjęcie 2 – samochody mojej ekipy ochroniarskiej obstawiają zaplecze sklepu). I ... tu ekstatyczne doznanie czyli kolejny zabieg psycho-terapeutyczny w wykonaniu pani Justynki w saloniku fryzjerskim „Agata” (zdjęcie 3 – tylko kobieta tak odporna jak ja, wytrzyma fotografowanie jej u fryzjera).
Z powyższych powodów jestem w moim pamiętniku ponownie i na dodatek załączam wycofany wcześniej wpis nocny.
PS. Jednak czasem znajduję coś niekoniecznie zabawnego (zdjęcie 4). Dziękuję właścicielowi psa za sympatyczną rozmowę.
.....................................................................................................................
SPOTKANIA, MIJANIA...
Wpis z 14.09.07 godz. nocna
Mericourt chętnie ekspediuje swych mieszkańców do Tarnowskich Gór dla zacieśnienia więzi kulturalno-sportowo-artystycznych. Znacząca liczebnie grupa dzieci, młodzieży i dorosłych wtopiła się w tłum bawiący się na płycie rynku oraz najechała wnętrza lokali tarnogórskich. No, może z wyjątkiem dwóch panów, którym nie udało się wtopić – wyróżniali się bowiem gabarytami. Ich poczucie humoru i umiejętności towarzyskie znalazły akceptację u tych, którzy się z nimi zetknęli a rekompensowały wszystkim trudność w porozumiewaniu się. Życzę wszystkim gościom zadowolenia z zabaw gwarkowskich i zakochania się w ...Tarnowskich Górach.
Czy byliście na koncercie charytatywnym i aukcji?
- birety i gronostaje to odzienie dla ojców miasta
- młodzież preferuje do tańca strój motocyklowy
- Kurna Chata zapewniła publiczności gorącą atmosferę
- Radny Sznajder promieniuje gościnnością
Gromady gości wypełniają pozostałe zdjęcia.