Dzisiaj rano po godz. 9-tej "takiecoś" przemknęło i utkwiło mi w pamięci:
- czarne i czerwone stroje czarnoksiężników,
- kosmiczne kaski z pleksiglasu jak przyłbice hełmów średniowiecznych rycerzy,
- rumaki z kołami zamiast kopyt błyszczącymi chromem szprych, na półmetrowej szerokości oponach (bieżnik chyba 10 cm głębokości, o zamroczonych czernią barwach
- dudnienie silników niczym audio-wibracje mięśni i groźny stukot podków przed zrywem do szaleńczego biegu
- magiczne ruchy nadgarstkiem, mocny a pieszczotliwy uścisk dłoni na rękojeści kierownicy jak na kibici ponętnej dziewicy
- czarujące, czarowne, czarnoksięskie chłopaki, rycerze w bajecznych-bajkowych zbrojach, duże dzieci w przebraniach z wczorajszego pogańskiego Halloween
Wyścig do celu, do twierdzy, do księżniczki, do smoka, do przepastnej czeluści jaskini wiedźmy Mamony. Dokąd jeszcze? Zachłystywanie się pełnią życia, chłonięcie całą jaźnią otoczenia, otwieranie się na wejście pędu powietrza. Znam to sprzed lat, gdy siadałam na szybkim motorze za jego kierowcą, znam i podziwiam (czy 4-kołowce mogą przewozić pasażerów np. podziwiającą je blogowiczkę. To wszystko w dniu Wszystkich Świętych, w dniu bratania się dusz zmarłych z żywymi. To wszystko poza ciasnymi murami otaczającymi uwięzione w szkiełkach światła, powiązane i leżące pokotem kwiaty, pokorne i zatrwożone niejednokrotnie postacie...
Pozdrawiam Czarodziejskich Rycerzy! Trzymajcie się mocno swoich wypucowanych na glanc rumaków!