Kasia, Kasiunia, Kasieńka, Kate, Kathy, Cathy, Catherine, Katia, K a t a r z y n a itd. ple, ple,ple. Jak wiele można o kobiecie powiedzieć, to wiedzą nie tylko dziennikarze ale i plotkarze. Bery, bojki, duperelki, byle ino chycił temacik.
Ze swej logicznej i leksykalnej natury cytat /cytata jest zawsze dosłownym powtórzeniem treści. Fakt jest zawsze autentyczny. Gdy o cytacie powie się, że nie jest dosłowny, to nazwiemy go w najlepszym przypadku plotką. Jednak przekornie powiem: FAKTEM AUTENTYCZNYM jest, że w „Temaciku” tygodnika „Gwarek” CYTAT NIE przedstawił DOSŁOWNIE zawartych w moim blogu treści. „Sprzedałabym / nie sprzedałabym” – zastosowałam tryb przypuszczający. A tryb pewny znalazł się w protokole stosownego posiedzenia komisji RM (patrz: strona tarnogórskiego BIP-u). Inne treści też zostały po części wyczarowane przez podobno „Wiedźmę”.
Przykład nr 1: nie sprzedany pałac w Rybnej – nie rozpadł się dzięki budżetowi miasta, działa kulturalnie też za środki budżetowe. Czy zarabia na siebie działalnością gospodarczą?,
Przykład nr 2: sprzedany tzw. zamek Wrochema – prawie „upadły” działa gospodarczo zarabiając na dalsze remonty i działalność kulturalną . Czy wspiera go budżet miasta?
Przykład nr 3 i dalsze – do uzupełnienia we własnym zakresie. Pozostawiam miejsce.
...........................................................................
.......................................................
...........................................................................
.......................................................
OGŁOSZENIE: sprzedam oryginalną wersję wiadomego bloga - drożej niż wyniosła gaża Pani Kasi (Gwarek to nie Super Express). Kto kupi? Może Pani Kasia? Byłaby okazja do otwarcia znajomości.
PS.
Muzeum zasługuje na okazały, stary (nie w ruinie) budynek w centrum miasta, na piękne otoczenie, na parking dla autokarów wycieczkowych, na obszerną salą ekspozycyjną, na monitoring, na zabezpieczenia ppoż, na odpowiednią wilgotność i temperaturę, na magazyny itd. Jednym słowem zasługuje na dużo pieniędzy.
To miasto... nie, cofam zbyt pejoratywnie brzmiące słówko „to”. Jeszcze raz zacznę: „Moje Miasto” zasługuje na serdeczność i dobre, mądre traktowanie.
...........................................................................
...........................................
Coś świetnego na dobry poranek.
Z historii „Gwarków”
Autor:Jan Hahn
Półwieczne dzieje naszej sztandarowej imprezy podzielić można na trzy części. Pierwsza – najdłużej trwająca, bo niemal 25 lat, wprowadziła nazwę do historii miasta, przydała grodowi sławy i splendoru, stała się jego wizytówką. Mając zapewnioną przychylność (także finansową) władz wojewódzkich ( głównie wojewody Jerzego Ziętka), mogąc bazować na świetnym zespole wizjonerów i sprawnych organizatorów ze Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, impreza ta była przez wiele lat unikatową i wzorcową dla reszty nie tylko regionu, lecz kraju. Formuła imprezy polegająca na udanym połączeniu trzech elementów: barwnego historycznego pokazu (pochód, „skok przez skórę”), atrakcji handlowo-kulinarnej (jarmark), występów artystycznych, przez długi czas była niedoścignionym wzorem. Pod względem atrakcyjności wykonawców i oferowanych na straganach towarów „Gwarki” przebijało jedynie ( o dziesięciolecia późniejsze) święto „Trybuny Robotniczej”.
Druga część historii „Gwarków” to ta, kiedy organizatorem i decydentem były firmy i osoby prywatne: „Gwarki 2000”, „ Woja”, „Relaks”. Obejmuje ona lata 1993-2006. Starszym mieszkańcom kojarzy się ona głównie z próbami rozładowania młodej i nie zawsze trzeźwej publiczności na rynku. Próbę przeniesienia koncertów na stadion „Gwarka” raczej można zaliczyć do nieudanych. Charakterystyczna była impreza w 1993 roku. Takiego nagromadzenia sław w jednym miejscu nie podziwiał Kraków, Poznań i Wrocław! W momencie, kiedy na scenie na rynku Maryla Rodowicz przypominała swoje największe przeboje, w Szkole Muzycznej trwał koncert Orkiestry Kameralnej Agnieszki Duczmal „Amadeus”, w domu kultury występowali najlepsi polscy jazzmani, z Wojciechem Karolakiem i Tomaszem Szukalskim na czele. Na wąziutkim marginesie dodam, że konferansjerami byli Wojciech Mann i Krzysztof Materna. Czy na wieść o tym kulturalna i rozrywkowa Polska (przynajmniej Śląsk) wstrzymała oddech, czy telewizje na wyprzódki prosiły o prawo do transmisji „Gwarków”, a do drzwi naszych przybytków kultury przypuszczano szturmy? Nic podobnego. Na rynku było tak samo jak zawsze pełno, zamknięte zaś pomieszczenia nie powiem, że świeciły pustkami ale też nie wykazywały się kompletami. Ta edycja imprezy dobitnie wykazała, że na wieczorny koncert gwarkowski na rynek zawsze przybędzie podobna liczba i klasa odbiorców, niezależnie, czy będzie to Doda, czy Elektroda. Koncerty kameralne natomiast liczyć mogą głównie na miejscową publiczność, a z tym mogą być problemy.
Od roku 1980 zabrakło „Gwarków” w naszym mieście. Początkowo było to spowodowane stanem przedwojennym, potem już wojennym. Po jego zniesieniu Stowarzyszenie próbowało zachować tradycję, organizując albo pochód bez występów, albo występy bez pochodu. Były to jednak namiastki sławnej imprezy. Zabrakło po prostu środków i wpływowego patrona. Brak ów był jednak na tyle dotkliwy, że organizacja regionalna Związek Górnośląski postanowiła zmierzyć się z ambitnym zadaniem i tę lukę w kalendarzu kulturalnym wypełnić. Zrobiła to parokrotnie, za każdym razem inaczej, poszukując optymalnej formuły. Ta część historii „Dni Tarnogórskich Gwarków” (mimo, że pod wieloma względami bardzo interesująca) jest znana najmniej i najrzadziej wspominana. Z dwóch przynajmniej powodów warto ją przypomnieć. Po pierwsze: była to jedyna jak na razie próba zorganizowania przez tzw. czynnik społeczny tak dużego przedsięwzięcia. Bez grosza dotacji, mało, w umowie z gminą, miasto zastrzegało sobie 50% zysków! Po drugie: w roku 1991”Gwarki” trwały dwa tygodnie.
Decyzja taka – podjęta przez komitet organizacyjny, składający się z członków Związku Górnośląskiego i Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Tarnogórskiej była odpowiedzią na postulaty wielu środowisk, by ofertę kulturalną miasta poszerzyć. Do tej pory bowiem było tak, że po „Gwarkach” zbierano gratulacje, podsumowywano i zabierano się do przygotowań następnych. Poza tym nie działo się nic. W 1991 roku „Gwarki” nie ograniczały się tylko do sceny na rynku. Poszczególne tygodnie otwierały pikniki w różnych dzielnicach miasta: pierwszy na kopalni zabytkowej, drugi w Rybnej. Sceną najróżnorodniejszych działań kulturalnych były wszelkie dostępne pomieszczenia: pierwsze prywatne galerie i puby (poza galerią „Inny Śląsk” nieistniejące już Blues Bar i DAB), kino „Światowid” (koncert Stanisława Sojki), kino „Europa” (przegląd filmów o tematyce śląskiej Antoniego Halora, pierwszy pokaz filmu fabularnego o Tarnowskich Górach „Na krańcach królestwa”, prapremiera światowa filmu „Zakład karny”), dom kultury, sala „Faseru” ( tzw. „Gwarocki” koncert dla miłośników rocka, z „Big Cycem”, „Sztywnym Palem Azji”, „Formacją Nieżywych Schabuff”, „Habakukiem” i innymi), szkoła muzyczna. Oprócz zwiększenia do maksimum ilości miejsc, w których można było obcować z kulturą, staraliśmy się przedstawić jak najszerszy wachlarz działań i dokonań artystycznych i kulturowych. Obok więc przedstawionych wyżej projekcji filmowych był spektakl teatralny („Wesele na Górnym Śląsku” J.Ligonia), wystawy obrazów konkurowały z ceramiką artystyczną, oprócz dzieł artystów plastyków podziwiać mogliśmy malarstwo dziecięce (w tym na asfalcie), wypiek chleba, bicie monet, popisy połykacza ognia, płukanie galeny. Na Rynku pieśń chóralna ( Profesor Stuligrosz i „Poznańskie Słowiki”) przeplatała się z ostrymi dźwiękami „Dżemu” z Ryszardem Riedlem i gitarzystów „Perfektu” – Andrzeja Urnego i Jerzego Kawalca, śląskie pieśniczki kabaretu „Antyki” i „Piekarskich Klachul” konkurowały z bigbandem z Ukrainy. Miłośnicy folkloru mieli niebywałą okazję podziwiać zespoły z Tajwanu, Jugosławii, Wysp Kanaryjskich.
Autor: Jan Hahn
Ciąg dalszy (chyba) nastąpi - mój przypisek