Do Janka Hahna.
Jasieńku, wiem, wiem - nie jestem pierwsza, która dziękuję Ci za zaproszenie na imprezę do pałacu Donnersmarcków. Ja natomiast wiem, że moje podziękowania przekazane drogą blogową nie będą tak ciepłe jak serdeczny uścisk dłoni i wdzięczne spojrzenie w oczy, które Ci wczoraj przekazałam. Jednak jeszcze raz dzięki przyjmij ode mnie, niegdyś posiadaczki odznaki wzorowego ucznia.
Czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Ty, przed laty maleńki Jaś, wiele się w szkole nauczyłeś i wiele teraz wiesz o swym ukochanym Śląsku – opowiadałbyś nam o nim z egzaltacją, przemawiałbyś z patosem, perorował z przejęciem, mówiłbyś, mówiłbyś, mówił... Jednak udało się, inni też mówili albo godali.
Na wczorajszej uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego, której byłeś natchnionym gospodarzem, Twoi goście po fascynującym wykładzie dra Smudy porwani w historię szkolnictwa śląskiego zabierali głos spontanicznie. Wspominając ”łapy”, kary, dyscyplinę szkolną udowadniali umiłowanie zdobywania wykształcenia. Ich dziadkowie wertujący gazety w dwóch językach, dyskutujący po szychcie z kamratami o wydarzeniach przyniesionych przez cajtungi pozostali w pamięci baaaardzo dorosłych uczniów z drewnianych ławek. Fartuszek szkolny czy mundurek, tornister i tarcza szkolna, tyta pierwszoklasisty, tabliczka z rysikiem, kałamarze i stalówki na obsadkach. Proste szkolne drobiazgi to teraz roztkliwiające nasze serca pamiątki.
Jak myślisz, Jasiu, co zapamiętają z lat szkolnych dzisiejsze siedmiolatki, którym wręczono tyty?
Zagadka: Kaj treficie cajtungi i buchy szrojbniente ślónsko szprachom?
PS. Nie udało mi sie z powodu tłoku sfotografować "tytowania". O rety! Jakież ja mam chude nogi!!!