Gdy stanowiący główny element scenografii zegar wybił godzinę 6:00 wieczorem, zaczęło się dziać. Publiczność licznie przybyła na wernisaż wystawy pod nazwą; „W poszukiwaniu czasu. Zegary i warsztat zegarmistrza Franciszka Wieganda" do zamku w Nakle, doświadczyła doznań wartych zapamiętania. Małe instrumenty młodziutkich muzyków i szkło powiększające doświadczonego zegarmistrza? Ależ tak! Świetne połączenie, doskonała para w rolach głównych: muzyka i czas.
Kto potrafi grać na puzonie bez puzonu? Podpowiadam: poruszające się wargi jakby układające się do wydmuchiwania powietrza, oczy wpatrzone w jeden a właściwie 4 punkty – młodych puzonistów, palce obu dłoni jakby przyciskające klawisze, stopy wybijające rytm. Cała dusza i serce nauczyciela przenika w umysły, organy i instrumenty czterech grających uczniów. „To widać, to słychać, to czuć”. Jednym słowem: czarowanie.
Dziewczęce i chłopięce paluszki uderzały w klawisze lub przyciskały
struny dla wydobycia ładnie układających się dźwięków, drobne stópki uderzały o
podłogę lub ponad nią zawieszone, nie sięgające parkietu, dobrze wyprasowane
ubranka i zaczesane włosy, ukłony z instrumentami w rekach, oklaski i uśmiechy.
Fascynujący koncert uczniów tarnogórskiej szkoły muzycznej otworzył wernisaż i
poprzedził prezentację mistrza zegarmistrzostwa w drugim pokoleniu – ciepłego i
pogodnego Franciszka Wieganda, człowieka przepełnionego energią słoneczną,
niewyczerpaną, życiodajną, ponadczasową. Szerokie skrzydła drzwi prowadzących do sali z eksponatami otworzyły się i wówczas ... nastała ... wieczność. Symboliczna, zamknięta w mechanizmach zegarów, wirtualna ale wyobrażalna.
Zdjęcie – uniesienie – muzyka wznosi nad poziomy. Mała
artystka w czerwonych pantofelkach niczym eteryczna czarodziejka z maleńkim
smyczkiem jak z różdżką w dłoni, to
obrazek godny utrwalenia – na zdjęciu i w pamięci.