„Ustroński rynek nie jest lubiany” – skomentował jakby z
przekąsem pod wąsem mój znajomy po otrzymaniu kilka fotek, które mu wysłałam z krótkiego pobytu w
śląskim kurorcie. Popatrzyłam więc jeszcze raz na zdjęcia i później na tenże rynek „z życia wzięty” i
pomyślałam, że coś w jego stwierdzeniu jest. Jest coś przewrotnego, bo oto mieszkańcy,
turyści, kuracjusze i inni odwiedzajacy miasto przesiadują pod parasolami, na
ławkach i przy stolikach, którymi zastawiono i zasłonięto większą część
kamiennej płyty rynku oraz częściowo bryłę ratusza.
Być może w Ustroniu to specyficzna pasywno-wypoczynkowa forma
protestu miejscowej i napływającej ludności różnego autoramentu, gdyż ten centralny plac miejski Ustronia odwiedzany jest przez wielu na stojąco i
siedząco zarówno w dzień (także pochmurny i):

Zdjęcie...

... jak i wieczorami, gdy to do późnych godzin nocnych czynią tu
obecni, co chcą jednoosobowo, samowtór (jako przykładowo zakochani) lub grupowo czyli samotrzeć, samoczwart,
samopięć, samoszóst, samosiódm (
... itd...
Te codzienne czynności rzeczywiście
niejeden mógłby odebrać za zbiorowy protest w wersji „odsiadkowej” przeciw stawianiu
barier widokowych. A ja? Mnie się
podoba. To prawdziwy letni salon towarzyski miasta. Nawet chyba rynkowi oficjalnie taką nazwę nadały ustrońskie władze lokalne.

Zdjęcie.
W Tarnowskich Górach też taki salon letni posiadamy, tyle że nieformalny niezauważa(l)ny. A wieeeelu mieszkańców bywa w naszym miejskim salonie i w dzień i wieczorem, co widać jak na dłoni. Tylko oczy otworzyć.