Nie wzięłam udziału w sondzie, w głosowaniu ani szumnie
nazwanym „plebiscycie” na miejsce usytuowania kolejnej figury
tzw. gwarka. Bo … Mam kilka powodów, kaprysów, przemyśleń.
Powiadacie - „Krasnale wrocławskie”, zmyślone postaci,
rozmnożyły się na ulicach stolicy Śląska (podobno obecnie
ok. 600), dlaczego w TG nie możemy mieć swych własnych
krasnali size XXL ?
Taaaa. Krasnale są pamiątką po pewnych procesach społecznych,
są zabawne, całkiem wizualnie udane, w logicznie wybranych
miejscach miasta stoją, z jego instytucjami, urzędami, punktami
usługowymi, handlowymi itp. są jasno powiązane. Kto był ten
wie. Tarnogórscy gwarkowie a właściwie górnicy? Gdzież tym
prostym robotnikom do centrum miasta!? Toż pola górnicze dawały
im pracę, toż wiejskie zagródki żywiły i schronienie dawały.
Czy odlanie wielokrotnie przeskalowanych kopi mniej więcej 30
centymetrów mierzących drewnianych figurek autorstwa
bobrownickiego Alojza - ludowego, wiejskiego twórcy, nie ujęło
im naturalnego, siermiężnego uroku? O, jakże miłe dla oka są
w swych oryginalnych gabarytach, czyż nie? A te giganty o
niewyobrażalnych proporcjach są prawie ... karykaturami
Alojzowych gwarków. I te mini osóbki łatwe byłyby w kontakcie z
turystą lub mieszkańcem gdzieś blisko nich a teraz są ustawione na
rondach. Podchodzą do nich niezgodnie z zasadami
ruchu drogowego co odważniejsi piesi po wspólną fotkę albo, to
rzadziej, aby przeczytać treść na tabliczce zanurzonej w falującej
roślinności u stóp figury. Niebezpieczny proceder!
- Wybór należy do mieszkańców – powiada magistrat i
burmistrz.
A cóż powiedzą oni w przyszłości?
- Nie podobają się wam? Za drogie? W nieodpowiednich miejscach?
Sami wybraliście! Co złego to nie my!
I masz babo placek.
Figur ci u nas dostatek
25 czerwca 2019, 22:25Nie upadać! Podnieść się!
21 czerwca 2019, 08:26Wielokrotnie przejeżdżałam Syrenką (widział ktoś może
takie auto niedawno na drodze w ostatnim roku studiów w drodze z
TG do Wrocławia przez Strzelce Opolskie. A ponownie po długiej
przerwie w ostatnich 5 latach zdarzyło mi się tam zatrzymywać
na rynku, wypić kawę lub zjeść obiad w pobliskich lokalach.
Co jeszcze? Pospacerowałam wokół ratusza, usiadłam przy
fontannie, zrobiłam zdjątka i szusowałam dalej.
Na początku czerwca zaplanowałam i zatrzymałam się w mieście
w konkretnym celu: zobaczyć z bliska zamek piastowski. Zauważyliście?
Dość często do rzeczownika „zamek” dodawany jest
przymiotnik „piastowski”. Hmmmm. Nie zastanowiło was to?
Pominę teraz ten temat a o strzeleckim zamku poczytałam i taki
bardzo piastowski to on mi się nie wydał.
Jeszcze raz od początku. Nie zamek to a tylko ruiny z odbudowaną wieżą. W planach samorządu rewitalizacja całość budowli. Czy się uda? Zaczekamy, zobaczymy. Park, całkiem przyjemny i rozległy a na jego terenie inne zabudowania w różnym stopniu zagospodarowane i zadbane. Masztalernia, mury w obwodzie budowli a wewnątrz roślinność raczej nie ogrodowa, mostek w parku itd. Raczej optymizmem nie nastraja. Oglądać, fotografować, czytać treści na tablicach itd. W pobliżu inne zabudowania m.in. będące siedzibą urzędu miejskiego.
To zespół parkowo-zamkowy a po przeciwnej stronie drogi
przecinającej miasto na pół, za rynkiem i ratuszem, plac z kościołem.
Barok i „barokizacja” – tego tematu również dzisiaj nie
poruszę ale pomijając kierunek sztuki to w kościele p.w. św.
Wawrzyńca jest na co patrzeć, na murach, ścianach,
sklepieniach, nad głową, i pod stopami. Wprawdzie ta
neobarokowa świątynia wzniesiona została zaledwie przed
stuleciem ale wewnątrz jest XVIII. wieczna ambona i takiż ołtarz
główny. Wyposażenie pochodzi częściowo z dużo starszego
nieistniejącego już kościółka. No a boczne podwójne ołtarze
i organy … całkiem przyjemne dla oka. Dużo złoceń, srebrzeń,
rzeźb i płaskorzeźb, sztukaterii itp. Podziwu godne jest też
moim zdaniem gospodarskie podejście parafian i proboszcza –
widać z jaką dbałością użytkują świątynię – czystość,
błysk, porządek. Obok – baszta z XV w. – dzisiaj dzwonnica.
Reszta o Strzelcach następnym razem.
Fajnie tam jest, dlatego wracam!!!!
Upalne migawki
17 czerwca 2019, 22:57Pomyślałam sobie, że w ostatnich tygodniach tematem wiodącym
jest wysoka temperatura panująca w naszym regionie i kraju. Tak
więc wstawię tu kilka uwag z nią związanych.
1. Pragnienie: Niedźwiedź pod wrocławskim ratuszem ma cały
rok wywieszony język ale obecnie wydaje się jakby dłuższy, bo
chyba zwierzę próbuje sięgnąć kamiennego pojemnika z wodą.
Jest on w połowie pusty lub w połowie pełny? Nie wypowiem się.
Natomiast języczek misia jakby bardziej błyszczący i złocisty
, może od głasków ludzi pocieszających zwierzę w jego ciężkim
położeniu.
2. Kto chciałby odetchnąć w cieniu znajdzie go w przejściach
pod kamieniczkami. W jednym z nich spotka malowane postaci
czerwone od… żaru (; z muralu w kolorach ognia wyglądają
stworzenia ludzkie i zwierzęce całkiem nie z naszego świata.
3. Komu zazdrościć a komu współczuć? Kamienica wystawna a
na elewacji inne „ludzie”, rogate głowy, maszkary, roślinne
wijce, słoneczniki, różyczki i takie inne a nad wszystkimi
rozpostarte skrzydła orle. Chłodzą lub nie niżej postawionych
w tej słonecznej spiekocie?
4. Dokąd podążać? Którędy wrócić? Być może pomoc
znajdziecie w otwartych drzwiach księgarni „Podróżnik” .
Tam, właśnie tam, gdzie na murach kamienicy wizerunki śródmiejskie
otwierają perspektywę i horyzont w głąb sklepu. Wejść każdy
może i z książką w ręce wyjść tym bardziej.
5. Podwórka gromadzą żar i raczej nie ratują swych głównych użytkowników czyli … samochody. Czy się podobna czy nie poszukujących cienia przybywa. Nie wszystkim krasnalom z ulic, chodników, parapetów przydzielono skrawek cienia w tym także Krasnalki Demokracji na Placu Solnym trzymającej księgę - konstytucję wysoko nad głową. Zamiast parasola?
Część 3 - krótka
9 czerwca 2019, 20:30...Część 3 . bardzo krótka.
Młody człowiek, przemiły i z pewnością kompetentny
(wymienialiśmy informacje nt Śląska historycznego i współczesnych
realiów) oprowadzał jednoosobową wycieczkę po zamku
raciborskim. Czyli mnie. O faktach dotyczących tego miejsca każdy
zainteresowany internauta poczyta sobie w wybranych przez siebie
źródłach lub przyjedzie do Raciborza na konfrontację z
rzeczywistością.
A co do zapowiedzianego tematu ostatniej części moich wspomnień
w zakresie trzeciego wyznania, z którym zetknęłam się podczas
pobytu w tej dawnej stolicy Górnego Śląska to… Będzie krótko:
młody przedstawiciel lokalnej inteligencji wspomniał, że jest
członkiem miejscowej prawosławnej wspólnoty religijnej obok
rzymsko-katolickiej i starozakonnej; wszystkie trzy zgodnie żyją
obok siebie. A ja dopowiem: chwała im za to!
Trzy kultury - część 2
4 czerwca 2019, 21:51Ciąg dalszy o weekendowych kulturach trzech.
Część 2.
Niemało się dzieje kulturalnie w wielu miejscowościach śląskich
– tak twierdzę odważnie, gdyż od kilku lat spostrzegam
niejedno podczas moich podróży.
Racibórz przyjął mnie z rozmysłem, gdyż na dziedzińcu Zamku
Piastowskiego przygotowana była scena i krzesła na widowni –
wszystko pod gołym niebem. Rozmarzyłam się w tę bajeczną noc
w mrokach i światłach, między murami średniowiecznymi i w
powietrzu majem pachnącym, pod niebem rozbuchanym granatem i światłem
księżyca. Ale los nieprzewodywalny jest , tak więc i tutaj ...
„Kugel” Festiwal Kultury Żydowskiej w Raciborzu,
jednodniowy, 25 maja br. Fajna sprawa! I byłoby jeszcze fajniej,
gdyby krótki deszcz nie napędził strachu organizatorom, którzy
z tego powodu przenieśli imprezę spod sklepienia niebieskiego
pod sklepienia zamkowe. Warsztaty (kaligrafii, ceramiki, kuchni
żydowskiej), monodram, koncerty, spektakl były w programie.
Zahaczyłam, załapałam, powtórzę w przyszłym roku. Z
Midraszowym Teatrem Żydowskim/Midrash Jewish Theater.
A ten Midrasz albo midrasz to niby co? Ach, to taki przekaz
ustny, opowieść „mądrościowa”. Ci, którzy na „Kugel”
przybyli z midraszami się zetknęli. Ja tam byłam, opowieści i
pieśni midraszowego teatru się naoglądałam i nasłuchałam.
Nie żałuję!
Trzy w jednym - część 1
1 czerwca 2019, 22:28Owszem, owszem. Spodziewałam się a nawet właściwie planowałam,
że 25 maja i 26 maja br. znajdę się w obrębie dwóch kultur i
religii. Ale była też niespodziewanie trzecia, wprawdzie mocno
fragmentarycznie lecz jednak poczułam jej bliskość. Jakież to
te religie? Dwie chrześcijańskie i jedna odnosząca się do
starego testamentu. Otóż… No właśnie – kolejność.
1. Będzie tak: cystersi – przedstawiciele kościoła
katolickiego. W Rudach Raciborskich zatrzymałam się, aby
odwiedzić zespół pałacowo-parkowy dawnego opactwa cystersów.
Niespodzianka – sobota przed południem kościół i otoczenie
mocno zaludnione grupami młodych ludzi. Okazuje się –
pielgrzymka ministrantów i lektorów miejscowego dekanatu. Biało-czerwone
stroje, białe stroje, różnokolorowe nieunifikowane stroje.
Biskup. Celebra. Msza ponad półtora godzinna. W tym czasie
zwiedziłam trochę park, zrobiłam zdjęcia wewnątrz zabudowań
hotelowych i restauracyjnych, posiliłam się, ugasiłam
pragnienie. Po mszy wejście do kościoła, prezbiterium, kaplice
boczne, sarkofag, ambona itd. Jest! Mały zbiór fotek nie bardzo
udanych ale są – pamiątkowe.
Ogólne uwagi me. Cystersów spotkałam już pod Piotrkowem
Trybunalskim - w Sulejowie przed pięciu może laty na terenie
dawnego klasztoru zamieszkiwał tylko jeden zakonnik. Byłam też
w Jędrzejowie – o ile mnie pamięć nie myli, zakonników było
tam 19. Dwa lata temu z młodzieniaszkiem wręcz, dziecięciem
jeszcze prawie o delikatnej twarzyczce, w białym habicie, miałam
przyjemność prowadzić interesującą rozmowę podczas
zwiedzania kościoła i części klasztoru. Cystersów w Rudach
nie ma wcale, stąd kompleks architektoniczno-parkowy nosi nazwę
Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy.
Jechać! Jechać tam trzeba! Dotykać dłońmi murów
przebudowywanych kilkakrotnie między XIII a XX wiekiem, przyglądać
się, wchłaniać powietrze, słuchać dźwięków echem
niesionych we wnętrzach kościelnych i korytarzami klasztoru, no
i tych wśród gałęzi wiekowych drzew parkowych wyśpiewywanych
przez ptaszęta bożą dłonią stworzone.
I radować się, radować!
CDN.
Prawdziwy żur babci - kulinarne wspomnienie
29 maj 2019, 22:06W moim dzieciństwie babcia zwykle w soboty gotowała żur. Nie żurek, jak się często mawia obecnie. I taki tutejszy - śląski, ubogi w dodatki, bo i ubogo było w wielu tutejszych rodzinach przed wojną a i po jej zakończeniu również. Czasem kawałki kiełbasy czy boczku, bez jajka, z tłuczonymi ziemniakami, mógł być też żeniaty. Bywało, że dziadek - emeryt przed wyjściem do pracy (przez jakiś czas pracował jeszcze jako woźny w przedszkolu przy ul. Legionów) albo w obejściu domu, w ogrodzie i przy hodowanych wtedy kurach i królikach, dostawał od babci na śniadanie gorący żur, z kartoflami tylko lub ze sznitą chleba.
Dodatki zaczęły pojawiać się w żurze częściej w późnych latach socjalizmu, wraz z polepszaniem się sytuacji materialnej rodziny. Dziadka już nie było z nami na tym świecie ale żur w soboty został ale za to bogatszy - z kiełbasą, czasem z jakiem na twardo, grzybami leśnymi, nie z pieczarkami.
- Pieczarki to nie grzyby - mawiała babcia, której dzieciństwo i młodość upłynęły w Bibieli, Krupskim Młynie i Tworogu, w otoczeniu lasów. Po zamążpójściu była już „miastowa” ale pamiętam ją uwijająca się po domu w chustce na głowie, w lekkiej jakli i kiecce do kostek. Pamiętam, jak jej córki - moja mama i ciotki, namawiały ja do noszenia sukienek i odłożenia chustek do szuflady. Dobierały jej materiały na fartuch domowy, na spódnicę i bluzki, które szyła znajoma krawcowa. Takie modne, odpowiednie na lata 60. (XX w.), nie międzywojenne, chociaż na zdjęciach komunijnych dzieci widać całą rodzinę nosząca miejskie, nie „chopskie”, stroje.
Stroje babcine się zmieniały ale żur długo pozostał w
naszej kuchni. Tutejszy, jak ten jadany przez górników pracujących
w kopalni „Radzionków”. Nie żaden „żurek śląski”.
Taki pamiętam, taki z chęcią zajadam z talerza.
Cóż, takie mam w połowie tygodnia w pamięci kulinarne
wspomnienia „dziecińskie