W ostatnią sobotę (16. lutego) przeżyłam „coś”,
co wzruszyło mnie i było źródłem przemyśleń. A tym „coś”
była moja urodzinowa impreza. Nieoczekiwanie postanowiłam w
moje 82. urodziny „zabalować” z rodziną – tą bliską i
nieco dalszą i z paroma przyjaciółmi tymi „od zawsze”.
Oczywiście był to cel zamierzony, bo rodzina jak rodzina, nie
wszyscy się kochają i nie wszyscy są „po jednej stronie”.
Na wstępnie pozwoliłam sobie na swoje „5 minut”: nasze
spotkanie niech będzie początkiem czegoś: komunikacji, dobrych
stosunków rodzinnych, potem sąsiedzkich, przyjaźni i lubienia
się.
Lubienie – zarówno siebie, jak i innych jest najbardziej wartościowym
uczuciem, jest kamieniem węgielnym przyjaźni i traktowanie bliźniego
swego jak siebie samego. To może doprowadzić do zmian w społeczeństwie,
do powstania społeczeństwa, gdzie każdy będzie szanował każdego
nawet jeżeli ten „każdy” będzie inny niż ja.
To był początek, wszyscy śmiali się, tańczyli, śpiewali.
Kiedy patrzyłam jak moja 86-cio letnia siostra wywija na
parkiecie ze swoją 8-letnią prawnuczką to pomyślałam, że
jednak można razem, przy jednym stole – cztery generacje!!! To
było piękne. Zachęcam wszystkich, by zadzwonili i umówili się
z tymi, o których prawie zapomnieli. Dziękuję mojej rodzinie,
że tak pięknie spędziłam z Wami ten dzień nigdy go nie
zapomnę.