Minęły wakacje, czarne (prawie) chmury wiszą nad głową,
co generuje również czarne myśli. Na ten minorowy nastrój
pomogły kwiatki z satyrycznej łączki pani Marii Czubaszek.
Przytaczam za panią Marią. Pewna pani psycholog stanowczo
neguje określenie „stary”, „stara” (odnośnie ludzi).
Należy mówić „rozwojowy okres późnej starości”. Zajęło
mi trochę czasu nauczenie się na pamięć owego określenia,
ale humor miałam dobry przez cały dzień.
Ponieważ osiągnęłam ów okres rozwojowy późnej starości to
teraz uraczę Was przemyśleniami z owego okresu rozwojowego: nie
starzejemy się godnie, starzejemy się paskudnie!!! W starości
nic już nie musimy – nieprawda: coraz mniej możemy i umiemy.
Śmierci nie ma co się bać – żywych nie dotyczy, a umarłym
już nie przeszkadza. Zakończę myślą, którą powinni głęboko
wbić sobie do mózgu wszyscy, którzy są w moim wieku i ci, którzy
do niego dorosną. Życie musi trochę bawić!
Teraz będzie na poważnie, bez obawy – nie będzie to o
wyborach, bo to nie jest poważne, to satyra w krótkich
majteczkach. Będzie o strachu przed elektrowniami atomowymi.
Moja córka mieszka w Szwajcarii, w odległości trzech kilometrów
od elektrowni atomowej. We wrześniu tegoż roku ową elektrownię
zwiedziłam. Po tym wszystkim, co zobaczyłam i usłyszałam,
doszłam do następujących wniosków:
1. autorami nagonki na elektrownie atomowe są wszyscy, którzy z tradycyjnego wytwarzania prądu czerpią korzyści
2. nie ma możliwości, by wytwarzać na przykład przez solary i tym podobne sposoby tyle prądu, by pokryć zapotrzebowanie. Szwajcarzy zrobili próbę: by pokryć zapotrzebowani prądowe średniego miasta, solary musiałyby zająć powierzchnię całej Szwajcarii.
3. hasła przeciwników – a) napromieniowanie b) odpady atomowe. Napromieniowanie jest tylko wtedy, gdy następuje katastrofa – tak jak w Czernobylu i w Japonii. W obydwu przypadkach zawinili ludzie – nie przeprowadzając kontroli tak, jak należy. Odpady atomowe deponowane w odpowiednich pojemnikach na głębokości 100 metrów nie są szkodliwe (tak robią Szwajcarzy). Podsumowując: wszystko, co nowe budzi strach i sprzeciw.
Tę samą drogę przez mękę przeszedł Edison z prądem
elektrycznym, którego już dzisiaj nikt (poza mną) się nie
boi. Zamiast propagować strach, pomyślmy zdroworozsądkowo. Czy
to zagrożenie, czy może korzyści – pewnie warto.
Z serdecznymi pozdrowieniami
Alfreda Garczarek-Bendkowska