Ależ to był dzień..!!!
Mnóstwo zajęć od rana, bo najpierw konsekracja kościoła w
Boruszowicach, potem rajd rowerowy organizowany przez Centrum
Kultury Śląskiej i popołudniowe wyjście z rodziną, ale najważniejsze
było wieczorem.
Razem z Jarkiem Ślepaczukiem miałem okazję na żywo obejrzeć
triumf biało-czerwonych i zdobycie Mistrzostwa Świata w siatkówce.
Jakże piękne to były mistrzostwa - sportowo i organizacyjnie
(oczywiście poza "bandycką" decyzją Polsatu kodującego
transmisje).
Nie chcę się mądrzyć i bawić w dziennikarza sportowego, ale
napiszę, że szczególnie należy cenić to, że Polacy
wywalczyli mistrzostwo ciężką walką, wręcz je wyszarpali.
Nie jest sztuką wygrywać, gdy wszystko wychodzi - zagrywka,
blok, ataki. Dziś trudno byłoby wyróżnić jakiś element, który
był szczególnie mocną stroną naszych zawodników (zwłaszcza
zagrywką nie robiliśmy większych problemów przeciwnikowi). To
czym wygrali Polacy, to walka o każdą piłkę. Tym bardziej
godna pochwały, że przecież wyraźnie było dziś widać, jak
bardzo byli zmęczeni całym turniejem.