Trudne słowo BOJKOT...

A więc nie odbyły się przedwczoraj wybory, choć nikt ich nie odwołał...

Nieuczciwe wybory nie odbyły się dzięki:
1. Postawie samorządowców, którzy nie udostępnili danych mieszkańców (szacunek! )
2. Twardej postawie Koalicji Obywatelskiej i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która to postawa doprowadziła do...
3. Wyłamania się Gowina i grupy posłów Porozumienia (też trzeba ich postawę dostrzec i docenić)
4. Ministrowi Sasinowi, który schrzanił proces legislacyjny - najpierw zabrał kompetencje PKW, a potem przedstawił niechlujną ustawę o pocztowyborach, której nie szło obronić (też mu to warto zapamiętać :) :) )
*
W epidemię weszliśmy z sytuacją, gdy wyniki Andrzeja Dudy zbliżały się do 40, a nie 50%, poparcie Małgorzaty Kidawie-Błońskiej po świetnej konwencji i serii doskonale przyjmowanych spotkań w całym kraju przekraczało 20% i rosło. Pozostali kandydaci walczyli również dzielnie, choć stratę mieli wyraźną.
Kiedy w marcu zaczęła narastać liczba zachorowań powszechnie uważano, że najlepszym rozwiązaniem jest wycofanie się wszystkich kandydatów z wyborów. Gdyby pozostał tylko Andrzej Duda wybory musiałyby być rozpisane od nowa.
Najpierw pojawiło się jednak kilku kandydatów egzotycznych, którzy nie zamierzali wycofać się ze startu (niektórzy byli zapewne wspierani przez PiS w zbieraniu podpisów). Natomiast smutnym zaskoczeniem było to, że szybko z wezwań do bojkotu wycofali się także poważni kandydaci...
Jedyną kandydatką, która wyraźnie powiedziała, że wybory w terminie majowym nie mogą się odbyć, była Małgorzata Kidawa-Błońska. Pozostali kandydaci, zwłaszcza Kosiniak-Kamysz, Biedroń, czy Hołownia dostrzegli w tym swoją szansę; szansę, która utworzyła im się po rezygnacji kandydatki zajmującej we wszystkich sondażach drugie miejsce.
*
Być może decyzja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej nie była precyzyjnie zakomunikowana... Wielu (choć może to dziwić) uznało, że wezwanie do BOJKOTU wyborów w maju, oznacza wycofanie się z wyborów. Niestety inni kandydaci, wydawało się, że partnerzy z opozycji, robili wiele by takie mylne wrażenie podtrzymać i zyskać dla siebie jak najwięcej z politycznego kapitału Kidawy i Platformy.
Nigdy nie traktowałem zbyt poważnie Roberta Biedronia (zresztą mam wrażenie, że wielu tych którzy byli rok temu jego zwolennikami, dziś uważa podobnie), ale gdy ujrzałem go jak w środę (kiedy już nawet dziecko wiedziało, że konsekwentna postawa Koalicji Obywatelskiej i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej odniesie sukces i wyborów nie będzie 10 maja), nawoływał wyborców Koalicji, aby głosowali na niego.... Innego słowa niż żenada nie potrafiłem znaleźć.
Hołownię dla odmiany zawsze bardzo ceniłem, podzielam zresztą jego centroprawicowe poglądy. O „cenieniu” pana Szymona mogę już jednak mówić tylko w czasie przeszłym. Nie wiem, czy bardziej zasmuciła mnie jego postawa intelektualna, czy moralna. Najpierw przedstawił absurdalny plan: wygrać wybory, zmienić ordynację, złożyć urząd i wygrać jeszcze raz (chyba wie, że do zmiany prawa potrzeba większości w Sejmie? ). Podobnie jak Biedroń jeszcze w środę wieczorem (!!! ) nawoływał do udziału w wyborach, jakby nie wiedział, że w ten sposób nawołuje do uwiarygodnienia „pocztoprzekrętu”...
A później, nawet już po odwołaniu wyborów, atakował Kidawę i Koalicję Obywatelską nieraz ostrzej niż publiczna telewizja...
*
Sytuacja jest mocno paradoksalna - niezłomna postawa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej okazała się skuteczna, ale odbiła się na jej notowaniach (choć nie można poważnie odnosić się do wyników poparcia liczonych jedynie wśród osób deklarujących chęć udziału w wyborach, gdy większość odrzucała wybory w maju).

Pamiętajmy, że przeciwnik w tych wyborach jest jeden. To, że reprezentanci innych partii opozycyjnych w ostatnich dniach próbowali jedynie uszczknąć coś z elektoratu Małgorzaty Kidawy- Błońskiej i Koalicji, było kiepskie i żenujące. Może niech skupią się na tym, aby jak najwięcej urwać Andrzejowi Dudzie, aby ten kandydat, który wejdzie do drugiej tury wygrał z nim wybory. Bo wygrana jest realna!