Wyznaczywszy sobie cel podróży – podniebny, założyłam
pokonanie części trasy naziemnym środkiem transportu –
tramwajem. Jakże inne te pojazdy są współcześnie, jak bardzo
różnią się od trzęsących się czerwonych, z drewnianymi
siedzeniami, kursującymi w czasach moich studiów na
Uniwersytecie Wrocławskim! Podróż z jednej z odległych od
starego miasta ulic trwała z przesiadką lub dwiema godzinę do
półtorej, w hałasie i trzęsawce. Obecnie … Toż to sama
przyjemność zająć miejsce w obszernym wagonie, oglądać
widoki przez panoramiczne szyby, podładować sobie komóreczkę
w trakcie jazdy korzystając z ogólnodostępnego gniazda itp.
Ale są i utrudnienia. To nowości zaskakujące mieszkankę
niewielkiego, prowincjonalnego chociaż jak wielki Wrocław śląskiego
miasta na dodatek poruszającej się przez kilka ostatnich dziesiątek
lat autem osobowym.
- Przepraszam, czy może mi pani pomóc kupić bilet?
- Oczywiście.
I rachu-ciachu z pomocą miłej dziewczyny (podobnej do mnie, tej
z dni studenckich) posługując się kartą bankomatową zapłaciłam.
Urządzenie nawet biletu nie wydrukowało!
- Gdzie mój bilet???
- Ma go pani teraz na swojej karcie. Gdy przyjdzie kontrola,
odczytają go z niej karty własnym czytnikiem.
Technika! XXI wiek! Świat nie stoi w miejscu.
No a później już podróż pod niebiosa. Na tarasie widokowym
Sky Tower chętnie zostałabym dłużej niż przewiduje
standardowy program po zakupieniu biletu ale cóż: selfie,
wzajemnie przez współoglądających wykonywane fotki,
spojrzenie przez lornetkę, próby odszukania znajomych punktów
z wysokości prawie 200 metrów i na co tam wystarczyło czasu,
no i susem do windy a później już jaaaazda w dół!
Szkło, metal, powietrze.
PS. Nie omieszkałam odwiedzić innej wrocławskiej atrakcji,
znanej mi z ... tamtych lat jako Hala Ludowa. Faktycznie obiekt
UNESCO - Hala Stulecia.