DOMEK NA LATO
Na początku lat dziewięćdziesiątych (za sprawą zamku) historia Nakła Śląskiego na chwilę spotkała się z życiorysem Michaela Jacksona. Wieść gminna mówiła o tym, że naklanie w osobie amerykańskiego supergwiazdora mieć będą sąsiada, a do miejscowości spłyną szerokim strumieniem dolary zarobione w show biznesie. Prawda była znacznie bardziej prozaiczna: agencja wyszukująca nieruchomości na zlecenie Jacksona faktycznie umieściła w swojej ofercie nakielski obiekt, ale – jak często bywa – na ofercie się skończyło. Może szkoda, bo disneyowski wizerunek Michaela dobrze wpasowywał się w obraz zamku. Szczególnie wieża oglądana o zachodzie słońca kojarzy się bajkową kreskówka. Z pewnością nie tak bardzo jak bawarski zamek Neuschwanstein: dzieło szalonego Ludwika II, ale… wystarczy pojechać do Nakła i przyjrzeć się samemu.
Kiedy 6 kwietnia 1695 roku Leon Ferdynand Donnersmarck kupił Nakło, ciągi komunikacyjne przebiegające przez wieś wyglądały inaczej niż dziś. Istniało oczywiście połączenie z oddalonym o trzy kilometry miastem Tarnowskie Góry, ale obszarem na którym koncentrowała się aktywność mieszkających w Nakle ludzi był rejon położony na północ – w stronę Żyglina. Od co najmniej 200 lat wydobywano już w tym miejscu rudy srebra i ołowiu na wielką skalę, gdy tych zabrakło – górnicy skierowali uwagę na rudy żelaza. Był jeszcze kamień wapienny, z którym historia gospodarcza Nakła ma związki do dziś, a najważniejszym zabytkiem techniki jest wapiennik zlokalizowany na terenie dzisiejszego przedsiębiorstwa Dolnak. Do Żyglina co tydzień mieszkańcy Nakła wędrowali także z zupełnie innego powodu: wieś należała bowiem do parafii Żyglin, a stan ten miał trwać do końca XIX wieku.
W odróżnieniu od bogato udokumentowanej historii Tarnowskich Gór, których niemal kompletne akta miejskie przerwały do dziś, niewiele jest zapisów dotyczących Nakła. Wiadomo, że dokumenty mennicy bytomskiej w 1481 odnotowały postać niejakiego Szczepana, właściciela Nakła, który występował wówczas w charakterze świadka. Akta miejskie Tarnowskich Gór wspominają o wsi Nakło dopiero w 1532 roku, choć większość źródeł podaje informację, że wieś istniała już w 1369 roku.
Transakcję Leona Ferdynanda odnotowano dokładnie, choć on sam nie przywiązywał zapewne uwagi do małej osady, a kolejne zakupy czy przejęcia były tylko kolejnymi krokami w trwającej od początku XVII wieku ekspansji rodu na Śląsku. Bardzo prawdopodobne, że wśród nakielskich nieruchomości znajdował się wówczas murowany zamek rycerski, o którym wspomina wiele źródeł, bardzo prawdopodobne, że dzisiejszy pałac Donnersmarcków stoi właśnie na miejscu dawnej budowli – często w taki właśnie sposób wykorzystywano istniejące już fundamenty czy wykopy. Może właśnie dlatego mieszkańcy Nakła od samego początku istnienia owej budowli nie nazywają jej – jak wymagałyby tego prawidła historii sztuki – pałacem, lecz właśnie zamkiem.
Ale nie byłoby zamku, gdyby nie było okresu wielkiego rozkwitu zarówno Górnego Śląska, jak i rodziny Donnersmarcków w drugiej połowie XIX wieku. Donnersmarckowie podzieleni byli już na dwie linie: świerklaniecką – protestancką i siemianowicką – katolicką. Okres prosperity przypadł na czasy rządów najwybitniejszych postaci rodu Donnersmarck: urodzonego w 1830 roku Guido z linii świerklanieckiej i jego o 19 lat starszego kuzyna Hugo reprezentującego siemianowicką gałąź rodziny. Bez wątpienia kuzyni byli jednymi z najbogatszych ludzi świata swojej epoki: majątek Guido był wymieniany jednym tchem zaraz po fortunie Alfreda Kruppa. Guido Donnersmarck, na 15 lat przed śmiercią otrzymał od cesarza Wilhelma II tytuł książęcy (notabene cesarz czterokrotnie był gościem w Świerklańcu: w 1900, 1904, 1906 i w 1910 roku), a jego działalność polityczna związana była z najważniejszymi faktami epoki. Miał swój udział w ustalaniu wysokości gigantycznej kontrybucji nałożonej na Francję po wojnie 1870 – 71. Negocjując wcześniej z Francuzami warunki kredytowania swoich inwestycji na Śląsku dobrze poznał bowiem i kraj i sposób myślenia elit Francji. Jednak to gospodarka była elementem, któremu zawdzięczali Donnersmarckowie swoje znaczenie – w dorobku Guido są: spółka „Śląskie Kopalnie i Cynkownie”, kopalnie „Andaluzja”, „Kasrten – Centrum”, „Concordia”, „Deutschland”, „Śląsk”, „Donnersmarck”, huty: „Donnersmarck”, „Bethlen – Falva” i inne, umiejscowione na obszarze całego Śląska.
Kuzyni rywalizowali ze sobą również w tworzeniu nowych gałęzi gospodarki, to oni byli prekursorami przemysłu celulozowego: Giudo – w Kaletach, Hugo w Czarnej Hucie, obaj posiadali także potężne majątki ziemskie. Drugi z kuzynów tak samo mógł pochwalić się fortuną: począwszy od kopalni „Eugenglück” („Szczęście Eugenii”) później rozszerzonej do „Vereinigte Siemianowitzer Steinkohlngruben”, „Hugo Zwang”, Radzionków” oraz kilkunastu innych kopalń po huty oraz zakłady przemysłowe. Wśród jego dóbr wymieniano: Bielszowice, Bytków, Bobrek, Bujaków, Chorzów, Małą Panew, Dąbrówkę Małą, Dąbrówkę Wielką, Hajduki, Kamień, Chropaczów, Kozłową Górę, Łagiewniki, Lasowice, Maciejkowice, Miechowice, Mikulczyce, Ptakowice, Stare Repty, Rokitnicę, Rybną, Orzegów, Siemianowice, Bańgów, Nakło, Przełajkę, Radzionków, Stolarzowice i Stare Tarnowice. Co ciekawe: kuzyni rozpoczęli budowę fortun z bardzo słabych pozycji: odziedziczone przez Guido zakłady były zastawione, a i Hugo może być uważany za jedynego autora sukcesu swoich przedsięwzięć.
Trudno ocenić dziś sylwetki obu gigantów śląskiego przemysłu, choć historiografia bez wątpienia stawia Guido po stronie państwa pruskiego, zaś Hugonowi przypisuje się wypowiedź iż przyjmie on do pracy wszystkie osoby które sprzeciwiły polityce Kulturkampfu i zostały za to zwolnione ze swoich posad w urzędach. Bez wątpienia obaj sprawowali rządy żelaznej ręki, choć nie można pominąć działalności charytatywnej i Guido, i Hugo. Zwłaszcza dokonania Hugo były imponujące. 20 lat przed wprowadzeniem ustawodawstwa socjalnego Bismarcka (w 1853 roku) powołał do życia kasę emerytalną dla pracowników swoich firm. Warunki oferowane przez niego robotnikom były – w odróżnieniu od powszechnie panujących – bardzo korzystne: w Siemianowicach otrzymywali oni mieszkania trzyizbowe, podczas gdy inni pracodawcy oferowali jedno – i dwupokojowe kwatery.
Rezydujący w Siemianowicach Hugo Henckel von Donnersmarck miał w Nakle zakład przetwarzający kamień wapienny, kiedy więc do realizacji dojrzał pomysł wybudowania letniej siedziby rodu – jego uwaga skierowała się właśnie na tę wieś. Kroniki odnotowały, iż w owych czasach Nakło liczyło 61 domów mieszkalnych i (zajmujących się rolnictwem, pasterstwem, chałupnictwem oraz górnictwem) 608 mieszkańców – w tej liczbie 15 protestantów i 26 Żydów. Do bilansu tego, od połowy XIX wieku możemy więc dodać letni zamek Hugona Donnersmarck wzniesiony w stylu neogotyckim. Do jego śmierci w 1890 roku obiekt pełnił funkcję swoistego domku letniskowego, lecz wkrótce znaczenie nakielskiego zamku miało się poważnie zmienić. Miały na to wpływ dwa czynniki. Z jednej strony Siemianowice rozbudowywały się, gwałtownie wzrastający przemysł powodował zadymienie, zapylenie i wszechobecny hałas. Siemianowickie gniazdo Donnersmarcków mieszczące się w dawnym pałacu Mieroszowskich (a rozbudowane prawdopodobnie według projektu Karla Friedricha Schinkla – berlińskiego architekta i malarza) znalazło się niemal w środku tego zamieszania. Po drugie – śmierć Hugona oznaczała automatyczny podział majątku między jego dzieci. Siemianowicki pałac przeznaczono więc na siedzibę dyrektora Zjednoczonych Hut „Królewska” i „Laura”, zaś spadkobiercy Hugona zajęli należące do rodziny posiadłości: główny dziedzic rodu – Hugon II osiadł w Brynku, Nakło przypadło zaś Łazarzowi IV.
To właśnie jemu nakielski zabytek zawdzięcza swój obecny kształt, opisywany jako:
dwukondygnacyjny ze szczytami schodkowymi, wieżą czworoboczną, ze sterczynami i blankami oraz helmem namiotowym. Pod wieżą znajduje się kaplica pałacowa, nad wejściem od strony północno – zachodniej kartusz herbowy oraz narożny ryzalit z hełmem ostrosłupowym.
Nieopodal zamku, za murem z kamienia wapiennego, na zaproszenie Łazarza niebawem zaczęły gospodarować siostry boromeuszki. Zakonnice specjalizujące się w pomocy biednym i upośledzonym w najbliższym sąsiedztwie zamku otrzymały budynek, w którym miały opiekować się sierotami po górnikach z kopalń Donnersmarcków. W 1899 roku do Nakła przybyło więc pierwszych pięć sióstr by prowadzić placówkę nazwaną od imienia fundatora „Zakładem Św. Łazarza”. Z czasem ich działalność rozszerzyła się: prowadziły ochronkę czy szkółkę dla dorastających panien. Ich siedzibę rozbudowywano aż do stanu obecnego, nazywanego w Nakle klasztorem. Dziś mieści się tam Dom Sióstr Boromeuszek. W latach siedemdziesiątych klasztor miał sublokatora w postaci lokalnego posterunku milicji – z oddzielnym wejsciem od ulicy Głównej, ale niecodzienne sąsiedztwo nie twało długo.
Nieco wcześniej przed sprowadzeniem zakonnic, w latach 1892 – 1894 Łazarz Donnersmarck ufundował w Nakle kościół parafialny. Z jego środków zaspokojono 90% kosztów, resztę dołożyli mieszkańcy wsi. Można więc powiedzieć, że tradycja wspierania Kościoła przeszła z ojca na syna, Hugo bowiem sfinansował w części lub w całości budowę nowych kościołów w Piekarach Śląskich, Radzionkowie, Siemianowicach, Halembie, Nowym Bytomiu oraz w Bytomiu. Miał też swój udział w powołaniu na piekarską parafię księdza Ficka – kapłana wielce zasłużonego dla sanktuarium i lokalnej społeczności.
Nakielska parafia do dziś dysponuje projektem świątyni autorstwa Hugo Heera – postaci dość tajemniczej. Swoje prace podpisywał on „Hugo Heer z Wiednia” lecz ustalono ponad wszelką wątpliwość, że pochodził z… Bytomia. Historycy architektury dopatrują się w bryle nakielskiej świątyni wpływów mistrzów wiedeńskich, być może Heer w Wiedniu po prostu studiował. Budowę powierzono mistrzowi budowlanemu Franciszkowi Müllerowi z Karłuszowca oraz mistrzowi murarskiemu Karolowi Ogórkowi z Szarleja. Zbudowany przez nich kościół przewodniki opisują jako:
neoromański, z widocznymi odwołaniami do tradycji architektury bizantyńskiej; jego wnętrze jest natomiast przykładem inspiracji renesansem, to budowla niewielka, pozornie bardzo prosta, prawie centralna, o zwartej sylwecie. Dopiero staranne przyjrzenie się jej ujawnia iluzyjność pierwszego wrażenia. Bryła kościoła złożona jest z czterech podstawowych elementów – korpusu utworzonego przez przenikające się sześcian i ośmiobok, do którego z jednej strony, od wschodu, przylega kwadratowe prezbiterium, zamknięte trójbocznie mające po bokach niewielkie, kwadratowe pomieszczenia – zakrystię i kaplicę.
Za życia Łazarza rozkwitł także niewielki bo zamykający się w prostokącie 400 na 500 metrów park otaczający nakielski zamek. Kiedy u progu XX wieku w pobliskim Świerklańcu siedemdziesięcioletni Guido Donnersmarck z przepychem przyjmował cesarza Wilhelma, w nakielskiej posiadłości prowadzono spokojne życie. Być może to właśnie przepych świerklanieckiego Małego Wersalu stał się pośrednią przyczyną jego upadku. Armia Czerwona – wyspecjalizowana w likwidowaniu burżuazyjnych i obszarniczych siedzib – po wkroczeniu na początku 1945 roku spaliła rezydencję linii świerklanieckiej. Zamek w Nakle ocalał, a Donnersmarckowie uciekli do Austrii. Ostateczna zagłada pałacu w Świerklańcu dokonała się grubo po wojnie, kiedy pod koniec lat sześćdziesiątych ruiny Małego Wersalu wysadzono w powietrze. Barbarzyństwo to obciąża ówczesne władze partyjne, a o klimacie wokół całej sprawy świadczy krótka informacja z „Gwarka”, gdzie opisano zadowolenie z pozbycia się „bezużytecznej rudery”.
Nie nam oceniać rodzinę Donnersmarcków: narosło zresztą wokół niej mnóstwo nieporozumień. Takich jak opisywane w powieści Wilhelma Szewczyka „Skarb Donnersmarcków”, czy tych szerzonych przez komunistyczną propagandę. Z drugiej strony honorowy stopień w SS z całą pewnością żadnej rodzinie dumy przysporzyć żadną miarą nie może. Jak by na to jednak nie spojrzeć, według ustnych relacji, w 1945 roku niewielu w Nakle płakało po Donnersmarckach. Zamek zajęła Szkoła Rolnicza, co stanowiło dodatkową ochronę tego obiektu: ludowe szkolnictwo było przecież bardzo ważne i o żadnym wysadzaniu mowy być nie mogło. Mieszkańcy Nakła żyli własnymi problemami, niebawem miała zapaść noc stalinowska, szczególnie okrutna dla śląskich górników i byłych, przymusowo wcielonych do Wehrmachtu żołnierzy.
Z czasem szkołę przeniesiono do nowych, zlokalizowanych już za pałacowym murem budynków, w zamku prowadzono już tylko zajęcia dodatkowe i – co tu dużo mówić – budowla stopniowo niszczała. W latach osiemdziesiątych zamkowi przytrafiła się wpadka kolorystyczna. Trudny do ustalenia decydent podjął decyzję o pomalowaniu obiektu na… pomarańczowo, jednak niebawem zamek wrócił do naturalnej, szarej barwy. O dziwo – socjalistyczne, wielokrotne malowanie nie zniszczyło winorośli, która w dwóch kolumnach porasta południową elewację zamku. Przemiany ustrojowe po 1989 roku spowodowały dwa skutki: po pierwsze zamek znalazł się w gestii władz powiatowych, więc rozpoczęto mozolny, długi remont i prace koncepcyjne nad zagospodarowaniem zamku. Po drugie, 24 października 2004 mogło dojść do wizyty potomka nakielskich Donnersmarcków: Andreasa Henckel von Donnersmarck rezydującego dziś w Wolfsburgu.
Zbigniew Markowski